Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 19 maja 2020

Nie sądź książki po okładce, czyli "Nieznajomi"

wyd. Mando
Ta książka jest najlepszym dowodem na to, że nie powinno się oceniać po okładce. "Szaleńcza gra", "erotyczne napięcie" i "śmiertelna intryga" - jak głoszą hasła znajdujące się zaraz pod tytułem - zawarte w Nieznajomych Ursuli Poznanski i Arno Strobela wskazywały, że oto w moje ręce trafił właśnie kolejny z gniotów, udających thriller psychologiczny. 

Tymczasem nic z tego. Fabuła wcale nie stanowi pretekstu do opisania scen seksu, a książka przynajmniej do połowy trzyma całkiem niezły poziom (choć nie spodziewajcie się po niej niczego nadzwyczajnego!), którego po thrillerze psychologicznym zwykło się oczekiwać. Zdaję sobie sprawę, że moja opinia może brzmieć zaskakująco, zwłaszcza w kontekście komentarzy czytelników na jednym z portali, którzy twierdzą coś dokładnie przeciwnego.

Rzecz w tym, że Nieznajomi thrillerem psychologicznym są tylko do połowy. Całą akcję rozpoczyna scena, w której główna bohaterka, Joanna uznaje za intruza mężczyznę, który z kolei twierdzi, iż jest jej narzeczonym. Mało tego, podobnego zdania jest większość otoczenia, kobieta szybko więc dochodzi do wniosku, że albo zwariowała, albo jest to intryga na szeroką skalę. I właściwie pierwsze kilkadziesiąt stron jest dociekaniem, co Joanna pamięta, czego nie pamięta, a co się jej wydaje. Autorzy zadbali o to, aby czytelnik nie był pewien, kto jest czarnym charakterem i czy w ogóle ktoś nim jest.

Niestety, w momencie, gdy powieść przechodzi w kierunku taniej sensacji, robi się naprawdę tanio. Czytelnik właściwie od razu orientuje się, o co chodzi, a dzieje się tak tylko dlatego, że autorzy sami wykładają mu na tacy interpretację sceny dworcowej. Dalej nie zmieni się już nic, ale jeśli ktoś lubi książki, w których ktoś ucieka, a ktoś go goni, być może będzie usatysfakcjonowany. Mniej zadowolonym można być z głupich zachowań głównej bohaterki, ale prawda taka, że gdyby od początku działała mądrze, nie byłoby problemu. Erotycznego napięcia zaś jak na lekarstwo.... Chyba, że ja już się uodporniłam.