Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 27 maja 2019

"Morze krwi, Ziemia ognia" Paterczyk, "Sprint" Kuzio, Majchrzak i Suder, a na koniec "Kimi Raikonnen jakiego nie znacie" - czyli moje recenzje dla Sztukater.pl

Przedstawiam moje recenzje stworzone w ramach współpracy z portalem Sztukater.pl.

1. Morze krwi, ziemia ognia - Maciej Paterczyk

Ziemie Odzyskane tuż po zakończeniu wojny. Gęsta atmosfera Kamienia Pomorskiego, morderstwo, będące tylko pierwszym w cyklu zbrodni i nawarstwiające się społeczne problemy.

Nie miałam wcześniej styczności z książkami Macieja Paterczyka. Szybka analiza internetowych źródeł pozwoliła mi stwierdzić, że „Morze krwi, ziemia ognia” jest dla autora powieścią dosyć typową pod względem tematyki, lokalizacji, a i wreszcie samego klimatu opowiedzianej historii. Jeśli tak – jest to zapowiedź kolejnych, obiecujących doświadczeń czytelniczych.

Cała recenzja tutaj.

2.  Sprint - Piotr Kuzio, Marcin Majchrzak, Grzegorz Suder

Kryminały czytam bardzo różne, ale „informatycznego” na swoim koncie jeszcze nie miałam. Muszę przyznać, że to całkiem ciekawe doświadczenie.

Lekturę potraktowałam jako swego rodzaju eksperyment. „Sprint” to powieść autorstwa trzech panów. Już sam ten fakt był interesujący i z ciekawością sprawdzałam, czy trio w zestawie: Piotr Kuzio, Marcin Majchrzak i Grzegorz Suder sprostało wyzwaniu, zachowało spójność akcji oraz czy struktura od strony językowej, mówiąc kolokwialnie, nie rozjechała się. Otóż z satysfakcją informuję, że nic takiego się nie wydarzyło!

Cała recenzja tutaj.

3. Kimi Raikonnen jakiego nie znacie - Kari Hotakainen

Fanką biografii nie jestem, ale na tę książkę się skusiłam i wyboru nie żałuję. Kari Hotakainen zauważa zresztą - nieco wbrew wydawniczym deklaracjom na tylnej okładce - że „Kimi Räikkönen jakiego nie znamy” nie jest do końca dziełem biograficznym, tytułowy bohater bowiem znajduje się dopiero na półmetku swojego życia i wiele osiągnięć jeszcze przed nim.

Książka napisana jest z punktu widzenia osoby z zewnątrz: człowieka, który nie towarzyszył wydarzeniom z dzieciństwa Räikkönena, nie uczestniczył w jego życiu i który nie ma wiedzy na temat funkcjonowania w Formule 1. Autor snuje opowieść o człowieku, który mógł zostać zwyczajnym mechanikiem samochodowym, a dzięki determinacji, talentowi i wierze rodziców został światowej sławy kierowcą. W żadnym momencie jednak tytułowa postać nie zostaje wybielona ani poddana zbytecznej apoteozie. Pierwiastek ludzki jest tu bardzo silnym akcentem.

Cała recenzja tutaj.

niedziela, 26 maja 2019

Niedokończone "Listy zza grobu" Remigiusza Mroza

wyd. Filia
Właściwie nigdy nie wstawiam recenzji książek, których nie przeczytałam do końca. Robię wyjątek, gdyż przebrnęłam przez 3/4 opowieści i, niestety, szumne zapowiedzi okazały się dmuchanym balonikiem.

Głównym bohaterem Listów zza grobu Remigiusza Mroza jest Seweryn Zaorski. Niemal nieustannie towarzyszy mu policjantka o uroczym pseudonimie Burza, która od kilku lat otrzymuje listy od nieżyjącego ojca. Jak czytamy, pewnie mogłaby użyć policyjnych metod i wysępić od Poczty Polskiej cały zapas listów, z powód sentymentalnych jednak tego nie robi. Seweryn natomiast w domu po owym ojcu znajduje zapas dyskietek, których treść prowadzi na trop jakiejś tajemnicy. Jakiej? 

Ja się, niestety, nie dowiedziałam, gdyż autor nie był w stanie zaintrygować mnie dostatecznie, abym dokończyła książkę. Bohaterowie zajmowali się głównie jeżdżeniem i rozmawianiem, niczym w modzie na sukces, a dialogi, które miały być śmieszne, dla mnie wcale śmieszne nie są. Chyba, że nie miały być.

Mróz umorzony...

wyd. Czwarta Strona
Lektura najnowszej jak do tej pory - choć od momentu, gdy napisałam te słowa, a Ty je przeczytałeś, mogła już powstać kolejna - części przygód Joanny Chyłki utwierdziła mnie w przekonaniu, że książki z cyklu są coraz mniej zabawne, coraz mniej prawnicze, za to coraz bardziej ckliwe obyczajowo.

Niby mamy tu sprawę sądową i to nie byle jaką: Joanna podejmuje się reprezentować mężczyznę, który zamordował swoją rodzinę, urządzając prawdziwą jatkę. Niby nawet dochodzi do procesu, a dowody sprawiają wrażenie zawikłanych. Niestety, główny reflektor cały czas skierowany jest na znajdujący się na skraju wycieńczenia organizm Chyłki oraz podejmowane przez główną bohaterkę próby zniechęcenia Kordiana do siebie. Po to, oczywiście, aby nie cierpiał po jej śmierci. Mamy tutaj nawet scenę erotyczną, która została opisana w sposób tak wzniosły i ckliwy, że wywołała we mnie raczej rozbawienie, a chyba nie taki był zamysł autora. Rozziew pomiędzy głupawymi tekstami Chyłki, niby to sarkastyczno-kulturowymi, a napakowaną patetyczną miłością sceną miłosną przypomniał mi jak swego czasu Mróz mnie wkurzył, gdy kazał Oryńskiemu myśleć o nadchodzącej rozprawie słowami Baczyńskiego "Oto jest chwila bez imienia".

W obliczu wszystkiego powyższego sprawa sądowa potraktowana jest bardzo marginalnie. W pewnym momencie, jak już jest tak zakręcona, że wydaje się, iż Chyłka nie wybrnie, pojawia się Deus ex machina i wszystkie ścieżki prostuje. No, nie wszystkie, bo prywatne węzełki Joanny splątane pozostaną. I najsmutniejsze w tym wszystkim jest zakończenie, wskazujące, że kolejne tomy powstaną, podczas gdy Chyłka jako postać jest już kompletnie martwa i wypalona. Dla mnie nawet reanimacja związkiem z Zordonem, cudowne ozdrowienie czy cokolwiek autor przewidział już nie pomoże.

środa, 22 maja 2019

"Dobrzy ludzie muszą umrzeć" Helen Fields - recenzja drugiej części serii

wyd. Amber
Chłopak zamordowany na koncercie, zwłoki nauczycielki w śmietniku, zamordowana pielęgniarka i bibliotekarz - tych osób z pozoru nic nie łączy, a jednak w jakiś sposób morderca je wytypował. Callanach nawet nie ma pomysłu, jak zacząć działać do momentu, gdy nie dociera do niego informacja o zagadkowych graffiti na murach budynków z opisem każdej z ofiar, publikowanych jeszcze przed zbrodnią.

"Dobrzy ludzie muszą umrzeć" to kontynuacja serii autorstwa Helen Fields. Serii, jeśli wnioskować można po dwóch z trzech tomów, bardzo udanej. Inny klimat i specyfika akcji w tej odsłonie nie spowodowały żadnych strat i mogłabym pokusić się o stwierdzenie, że jest jeszcze lepiej. 

Detektyw Callanach ma szansę, aby dołączyć do puli moich ulubionych bohaterów z tej kategorii. Jest zabójczo przystojny i nie jest dupkiem, a mimo to do ideału mu sporo brakuje. Jego osobiste dylematy nie są w tym tomie tak do końca osobiste, gdyż życie kolejny raz kładzie się cieniem na pracy. Życie wewnętrzne bohaterów i ich zachowania w pracy są bardzo dobrze umotywowane, a dobrze opisane życie prywatne nie przytłacza warstwy kryminalnej.

Helen Fields polecam gorąco.

Perfekcyjny debiut - "Perfeksjonista" Helen Fields

wyd. Amber

Elaine Margaret Buxton, trzydzieści dziewięć lat, rozwiedziona, bezdzietna, pracownik jeden z największych kancelarii adwokackich w mieście... Zaginęła, a to dopiero początek. Wszystkie, jak się później okaże, uprowadzone kobiety są inteligentne, wykształcone i pełne życiowej pasji. Luc Callanach przyjechał do Szkocji z francuskiego Interpolu w niesławie, ma problemy z dopasowaniem się do zastanych realiów, a do tego jeszcze musi rozwikłać zagadkę kryminalną.

"Perfekcjonista" to niemal perfekcyjny debiut. Wyjątkowo nie przeszkadza mi dwugłosowa narracja rozdzielona pomiędzy śledczych a samego mordercę (z reguły nie lubię). Intryga jest ciekawa, bohaterowie dobrze zbudowani. Autorce w zręczny sposób udało się umknąć przed bardzo modnym ostatnio modelem detektywa dręczonego demonami przyszłości, mrocznego i chmurnego. Callanach nie jest bezproblemowy, jednak alkohol i papierosy nie zdominowały jego krwiobiegu. 

Wątki obyczajowe pojawiają się, owszem, jednak jest to rozsądna dawka, która z reguły ma wpływ na przebieg prowadzonych spraw, a przynajmniej konsekwentnie przekładana jest przez autorkę na stany emocjonalne postaci. Warstwa kryminalna - nic do zarzucanie. Cała lektura fantastyczna, bardzo więc polecam.

wtorek, 14 maja 2019

"Dziwactwa i sekrety władców Polski" Iwona Kienzler. Spore niezrozumienie...

wyd. Bellona
Z Iwoną Kienzler zetknęłam się już wcześniej tutaj i miałam wtedy bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony uważam, że jej książki stanowią dobry pomysł popularyzowania historii, z drugiej strony są bardzo odtwórcze. Momentami miałam wrażenie, że czytam referat licealny: zlepek innych prac i anegdotek. Nie ma nic złego w korzystaniu ze źródeł - jak inaczej pisać o historii. Niestety, jak na mój gust jest tu za mało wkładu własnego, podlanego odrobiną chaosu.

Dziwactwa i sekrety władców Polski miały za zadanie pokazać polskich panujących w nieco innym świetle. Teoretycznie występuje tutaj podział na sześć części, w których autorka zajmuje się kolejno: zaburzeniami psychicznymi, upodobaniami seksualnymi (włączając w to homoseksualizm), dziwactwa związane z odżywianiem, nietypowe hobby, oryginalne gusta w aspekcie ubioru oraz wiarę w magię i zabobony. Tu pojawia się moja pierwsza uwaga: niby ten podział istnieje, jednak nie wiąże się on ze szczególnym uporządkowaniem faktów i postaci. Autorka niejednokrotnie w 2-3 zdaniach zawiera wszystko, co na do powiedzenia o danym władcy, w innych momentach zaś poświęca danemu władcy kilkanaście stron, opisując wszystko: to, co istotne i to, co nieistotne, od Adama i Ewy. Jako przykład mogę podać fragment poświęcony relacji Poniatowskiego z Elżbietą Czartoryską. Kienzler opisuje dosłownie wszystko, co wie o Czartoryskiej, poświęcając jej ponad trzy strony i nie wspominając ani słowem, jak ma się to do dziwactw Poniatowskiego (albo przynajmniej samej Elżbiety). Przy postaci Poniatowskiego opisuje po prostu jego romanse, które ani nie były dziwaczne, ani nie stanowiły sekretu - nawet w tamtych czasach. Nie brakuje też wzmianek o tym, jak Stanisław August budował wychodki w swoich pałacach.

Ogromną część książki zajmuje także opis uczt królewskich oraz historia jedzenia w średniowieczu. Ponownie: autorka w żaden sposób nie podkreśla żywieniowych dziwactw królów, a przecież i takich nie brakowało. Czytelnik po prostu dostaje dokładny wykaz tego co i jak jedzono.

Iwona Kienzler jest autorką ponad 100 książek okołohistorycznych. Ja w tej chwili przeczytałam drugą - pewnie nie ostatnią, mimo wszystko - i cały czas mam jedno zastrzeżenie: tytuł sobie, a treść sobie. Autorka po prostu pisze, co wie, zapominając, o czym miała pisać. Tak miał Poczet kochanek i metres władców Polski, tak jest i teraz. Dla mnie to ogromny minus. Książki Kienzler mogą być niezłą lekturą dla osób, które chcą w krótkim czasie chwycić sporo wiedzy ogólnej, miłośnicy historii niech szukają dalej.

niedziela, 5 maja 2019

Jest ogień. "Łowca szczurów" Chrisa Tvedta

wyd. Nasza Księgarnia
Łowca szczurów to jedna z lepszych książek Chrisa Tvedta w cyklu poświęconym Mikaelowi Brenne. Prawnik podejmuje się obrony nastolatki z problemami psychicznymi, która została oskarżona o celowe wywołanie pożaru, w którym zginął jej dziadek. Linia obrony mogłaby być tendencyjna: niepoczytalność, Brenne jednak, zagłębiając się w meandry śledztwa, natrafia na trop początkami sięgający czasów II wojny światowej.

Powieść, podobnie jak wcześniejsze książki Tvedta, nie jest może wybitnym arcydziełem, jednak akcja jest wartka, wątki logicznie z siebie wynikają, a i całość ma aspiracje do budowania głębszych refleksji i prawd uniwersalnych.

piątek, 3 maja 2019

"Nie ma takiego miasta", ale jest tak książka...

wyd. W.A.B.
Nie ma takiego miasta to kolejna część przygód Adama Nowaka. Tym razem, znany nam doskonale z wcześniejszych książek Konatkowskiego, policjant musi poprowadzić śledztwo w nietypowym dla niego miejscu, bo Londynie.

Z trzech przeczytanych do tej pory części, Nie ma takiego miasta podoba mi się jednak najmniej. Być może dlatego, że zabrakło tych warszawskich wędrówek, które postrzegałam jako ogromny atut książki. Owszem, mamy tutaj wędrówki i spacery po Londynie, jednak w śledztwie jako takim Nowak przydaje się średnio. Więcej przeszkadza niż pomaga, chodzi na mecze piłki nożnej, kupuje płyty... Trochę to wszystko niemrawe. Tempo spadło w znaczny sposób i nie powróciło nawet, kiedy akcja przenosi się do Warszawy, gdzie Nowak napotyka na kolejne zwłoki i zaczyna łączyć oba wątki w całość.

Przypuszczam, że Nie ma takiego miasta może podziałać na niektórych czytelników zniechęcająco. W szczególności pierwsze - bagatala! - 150 stron wystawiło mnie na próbę. Próbę, której niektórzy mogą nie przetrwać. Na szczęście z tyłu głowy mam świetny Przystanek śmierć i, chcąc potencjalnie zachęcić kogoś do poznania twórczości Konatkowskiego, będę polecała tę pierwszą książkę.

środa, 1 maja 2019

"Wilcza Wyspa" Tomasza Konatkowskiego - recenzja krótka i na temat :)

wyd. WAB
Wilcza Wyspa Tomasza Konatkowskiego to kontynuacja przygód Adama Nowaka, którego można było poznać w powieści Przystanek Śmierć. Tym razem bohater musi zmierzyć się z serią dziwnych spraw z podtekstem rasowym w tle. W bardzo zbliżonym czasie zaginął pewien Hindus, a w Wiśle znaleziono zwłoki Szweda, które wyróżniają się odciętymi palcami. To nie koniec zwłok w tej historii - pod Zamkiem Królewskim będą jeszcze jedne.

Ta część podtrzymuje trendy z wcześniejszej powieści. Sporo opisów pozwala nam poznać współczesną i historyczną Warszawę. Mimo to lektura nie dłuży się. Śledztwo jest dynamiczne, co jakiś czas pojawiają się nowe fakty. Mnie osobiście trochę mniej odpowiadają wątki mafijne i gangsterskie, ale to tylko dlatego, że preferuję książki kryminalne, a nie sensacyjne.

Uwagę zwraca bardzo dobre zakończenie książki, natomiast - rzeczywiście - trzeba czytać książkę dość uważnie, żeby finał intrygi uznać za spójny. W przeciwnym razie czytelnik może poczuć się odrobinę zagubiony.