Łączna liczba wyświetleń

sobota, 14 września 2019

Odkopywane zza mgieł, w "Domu mgieł" Erica Berga

wyd. Sonia Draga
Po bardzo długiej przerwie - od pisania, a nie od czytania - wracam, choć nie w szczególnie wielkim stylu. Dom mgieł Erica Berga przyciągnął mnie okładką. W tym przypadku potwierdza się teza, by nie oceniać książki po okładce.

W domu Vev i Philippa dochodzi do masakry. Zjazd klasowych kolegów gospodarza skutkuje trzema zgonami oraz jedną śpiączką. Gruba impreza? Tego właśnie nie wiadomo. Z tą historią z przeszłości w ramach dziennikarskiego śledztwa, prowadzącego do napisania reportażu, mierzy się dziennikarka Doro Kagel. Ma ona problem, aby stworzyć spójny tekst, ponieważ świadków zdarzenia nie ma, zaś osoby, które mogłyby naświetlić całą historię, nie chcą z nią rozmawiać.

Jak łatwo się domyślić, czytelnik będzie miał tu do czynienia z dwoma planami opowieści. Mam o to trochę pretensji: to jedna z kilku rzeczy, które są w Domu mgieł schematyczne i mało twórcze. Pierwszy plan to obecne wydarzenia i działanie Doro, druga zaś stanowi zapis feralnych wydarzeń. Dopowiadane po kolei, rekonstruują sprawę i naprowadzają czytelnika na właściwy trop.

Książka jest stosunkowo krótka, narracja szybka, brakuje mi tutaj atmosfery odkopywania tajemnicy z zapomnienia. Plus dla autora za to, że właściwie każdej z postaci - a trochę ich tutaj jest - poświęcił sporo czasu, aby zbudować psychologię i historię poszczególnych bohaterów. Nie jest to książka zła, chociaż - muszę przyznać - że czytywałam już lepsze i to nawet w kategorii thrillerów opartych na podobnym pomyśle dziennikarskiego dochodzenia. Całość pewnie jednak nie zapadnie mi w pamięć na dłużej.

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Picie w gaciach. "Kalsarikänni. Sztuka relaksu po fińsku"


Kalsari to po fińsku majtki. Känni oznacza stan upojenia alkoholowego. Tak. Ta książka jest instruktażem niełatwej sztuki picia alkoholu w gaciach. Nie lekceważcie jednak tematu! Autor publikacji, Miska Rantanen, jest dziennikarzem pracującym dla największej w Finlandii gazety - Helsingin Sanomat, temat więc musi być ważny. Jak żadna inna kwestia społeczna doskonale wpisuje się w nurt „fińskiego syndromu”.

Geniusz tej aktywności kryje się we wszystkim, czego definicja kalsarikänni nie zawiera. Jej fundamentem jest celowa bezcelowość. Kiedy zarówno punktem wyjścia, jak i dotarcia jest zero, bardzo łatwo o zwycięstwo. Kalsarikänni to koncepcja, która zrodziła się w opozycji do duńskiego hygge, szwedzkiego lagom, a nawet miejscowego sisu. Jej początkiem zdecydowanie jest fiński listopad.

Egipskie ciemności, zimno, śnieg, a nawet - jeszcze gorzej! - śnieg z deszczem, lód lub bliżej niezidentyfikowana breja. Na zewnątrz żywej duszy, a do sąsiadów kilometry. Tymczasem to dopiero południe. Miesięcy, w których wyjście z domu stanowi akt heroizmu, jest w Finlandii dziewięć i pół w ciągu roku. Sisu to hart ducha mieszkańców tego kraju, nie oszukujmy się jednak. Nikt nie jest w stanie przez cały ten czas okopywać bagna. Na drugim biegunie znajduje się więc miłosierne kalsarikänni - picie w gaciach. Relaksujące, domowe, ale - w odróżnieniu od hygge - kompletnie nie Instagramowe, znacznie mniej bowiem dekoracyjne.

Majtki są tutaj kwestią czysto umowną. Dresscode opiera się w tej koncepcji przede wszystkim na zminimalizowaniu liczby ubrań. Zawiedziony będzie jednak każdy, kto oczekuje tu ładunku erotycznego. Odpowiednie będą gacie, ulubiony T-shirt, bokserki w wariancie męskim, a w wydaniu kobiecym... brak stanika. Tak, wiem, że brak czegoś trudno nazwać kreacją. Wiele osób chwali sobie również piżamy o klasycznym kroju. W zimniejszych okresach - w Finlandii zatem przez większość roku - powyższe minimum może okazać się niewystarczające, dobrze więc uzupełnić garderobę o wełniane skarpety. Potrzebny będzie także alkohol i narzędzie stymulujące w postaci: książki, filmu, gitary czy makutry. Nie zapomnijmy o prowiancie. Tutaj kwestia zależna jest od gustu osoby relaksującej się, pozostawiając dużą dowolność.

Książka Rantanena utrzymana jest w tonie dość szczególnego, prawdopodobnie nie dla każdego zrozumiałego, poczucia humoru. Czytelnik otrzymuje dokładny przepis na udany wieczór w stylu kalsarikänni: od czynności przygotowawczych, przez rozrywki i drinkologię, aż po planowany przebieg. Nie brakuje także ostrzeżeń, kiedy nie warto podejmować tych działań, żeby po prostu sobie nie pogorszyć.

Na drugim planie, zupełnie już serio, otrzymujemy jednak całkiem solidną dawkę wiedzy na temat Finlandii: jej kultury, mieszkańców, uwarunkowań historycznych i geograficznych. Statystyki są często humorystyczne i z pozoru „od czapy”: jak choćby wykres dotyczący pozycji medalowych w światowym rankingu biegu na orientację czy dość zaskakujące wyliczenia na temat ilości medali letnich igrzysk olimpijskich per capita. Wszystkie one składają się jednak na spójną całość. Rantanen dostarcza nam przeglądu prasy (do którego podchodzi na fiński sposób krytycznie i złośliwie), aby opowiedzieć przy okazji o przemianach językowych i emotikonach charakterystycznych dla państwa ze stolicą w Helsinkach. Niepokojąco fascynujący jest również rozdział o zjawisku śmierci hotelowej.

Polecając tę książkę, doskonale zdaję sobie sprawę, że nie przypadnie ona do gustu każdemu. Aby zaakceptować „picie w gaciach” jako punkt wyjścia do dalszych refleksji, należy mieć szczególnego rodzaju poczucie humoru. Fińskie poczucie humoru. Niemniej, ja odkryłam je w sobie i z książka Rantanena spędziłam miły wieczór w gaciach! Polecam!

piątek, 9 sierpnia 2019

"Tajemnice wydarte zmarłym" - dla miłośników książek typu "Trupia farma"


Emily Craig i jej Tajemnice wydarte zmarłym to zapis śledztw, w których uczestniczyła autorka. Zapis szczególny, bo pokazany z perspektywy antropologiczno-medycznej. 
 
Craig zawodowe szlify zbierała u autora Trupiej farmy i rzeczywiście wypada się zgodzić z zaleceniami wydawniczymi, by będąc miłośnikiem jednej z tych pozycji sięgnąć po drugą. Książka z kryminałem nie ma wiele wspólnego: dociekania "kto zabił" tu nie znajdziecie. Sporo jest natomiast dość naturalistycznych opisów sekcji, rozkładu zwłok czy moralnych i emocjonalnych wątpliwości, które towarzyszyły Craig na różnych etapach jej kariery. Ja polecam!

sobota, 27 lipca 2019

Dolores Redondo - Ofiara dla burzy. Trzecia część serii


Ofiara dla burzy to zwieńczenie cyklu, którego akcja dzieje się w dolinie Baztán. Stanowi domknięcie wszystkich wydarzeń. Jednocześnie jest to dla mnie część najbardziej przewidywalna - trudno jednak się dziwić, gdy do lektury podchodzę mając za sobą wszystkie dane zebrane przez dwie wcześniejsze książki. Zdecydowanie Ofiara... jest też najbogatsza w górnolotne opisy, co już nie do końca mi odpowiada.

Mimo to ogólny poziom Redondo jest utrzymany. W dolinie rzeki Baztán umiera niemowlę. Okazuje się jednak, że pewne przesłanki wskazują, że nie jest to syndrom nagłej śmierci łóżeczkowej. Babcia dziecka upiera się, że jej wnuczka została zabrana przez Ingumę - demona wywodzącego się z mitologii baskijskiej, który kradnie dzieciom oddechy i pożera ich dusze. Ojciec dziewczynki zaś zachowuje się bardzo podejrzanie i w oczywisty sposób staje się pierwszym podejrzanym policji.

Pierwszym, ale nie ostatnim, bo Amaia Salazar nigdy nie zatrzymywała się na prostych rozwiązaniach. To śledztwo jednak będzie dla niej najtrudniejszym. Nieoczekiwanie pojawiają się wątki z przeszłości, które koniecznie trzeba odgrzebać, jej relacja z mężem popada w konflikty, a na horyzoncie pojawia się możliwość romansu, który jednak jest ściśle skorelowany ze śledztwem. Redondo w bardzo zręczny sposób opiera się przedramatyzowaniu tej opowieści, ucieka też przed sztampą romansu. Ofiara dla burzy nadal jest przede wszystkim solidnym kryminałem, tyle, że w naturalny sposób wspartym ludowością ludów baskijskich. Wspomniane przez mnie okoliczności miłosno-emocjonalne ze śledztwem ściśle się wiążą, możecie mi wierzyć na słowo. Przełożą się też na stan psychiczny Amaii, która - pokonawszy już wiele demonów z przeszłości - nadal ma do załatwienia ważne sprawy.

Ta część jest więc również bardzo mocno psychologiczna, co dla mnie akurat stanowi ogromną zaletę tej książki. Nie jest to psychologia podwórkowa, niedopracowana, a sposób narracji doskonale oddaje nienajlepszą kondycję inspektor Salazar.

Cały cykl to dla miłośników nietuzinkowych kryminałów prawdziwa gratka.

niedziela, 21 lipca 2019

"Świadectwo kości" Dolores Redondo, czyli dolina Baztán po raz drugi...

wyd. Czarna Owca
Świadectwo kości to kontynuacja wydarzeń opisanych w Niewidzialnym strażniku. Kontynuacja w sensie dosłownym: nie jest bowiem tak, jak często zdarza się w kryminalnych cyklach, iż poszczególne tomy łączy postać detektywa. Tu wydarzenia są naturalnym następstwem wszystkiego, co wydarzyło się w częściach wcześniejszych.
  
Trwa proces sądowy: konsekwencja wcześniejszego śledztwa Amaii Salazar. Nieoczekiwanie oskarżony popełnia samobójstwo i zostawia Amaii liścik z wiadomością. Informacja jest krótka, składa się z jednego słowa: Tarttalo.

Tarttalo to słowo-klucz do rozwiązania zagadki, jednocześnie zaskakujące wielością znaczeń. Najbardziej oczywiste tropy znowu wiodą do mitologii baskijskiej i zmuszają do odnajdywania ukrytych znaczeń. Dodatkowo sprawę komplikuje jednak zaangażowanie w cały konflikt zepchniętej na margines życia społeczności agotów. Od wieków zamieszkiwali oni w Bozate, będąc pozbawionymi praw. Przez wszystkie lata żyli w gettach, nie mieli prawa posiadania majątku, a ich odzież oznaczana była specjalnymi naszywkami. Nawet swoje nadejście musieli ogłaszać specjalnym dzwonkiem. Mimo że agoci byli katolikami, nawet Kościół odcinał się od nich, wyznaczając w czasie nabożeństw miejsca za kratami i przewidując osobną chrzcielnicę.

Ogólny klimat książki stanowi kontynuację Niewidzialnego strażnika. Jest mrocznie, tajemniczo, ponuro, a sama historia agotów rzuca niekorzystny cień na mieszkańców miasteczka. Wszystkie zawiłości próbuje rozwikłać Amaia, mimo trudności próbując pozostać wierną swoim przekonaniom na życie i na pracę policyjną:
Dobry policjant z wydziału zabójstw nie jest człowiekiem prostolinijnym, a jego umysł nie może działać w sposób nieskomplikowany. Spędzasz całe godziny, usiłując zrozumieć zabójcę, zrozumieć jego sposób myślenia, jego pragnienia, jego uczucia. Potem idziesz do kostnicy i patrzysz na jego dzieło. Oczekujesz, że trup odpowie na pytanie: dlaczego, bo wiesz, że w chwili, gdy zrozumiesz, jaki motyw kierował zabójcą, będziesz miał szansę go schwytać. Ale w większości przypadków to nie wystarczy, bo zwłoki są jedynie powłoką. Pustą, zepsutą powłoką. Niewykluczone, że zbyt długo prowadzono dochodzenia koncentrując się raczej na próbach odcyfrowania umysłu zbrodniarza niż na ofierze zbrodni. Przez całe lata w praktyce kryminalistycznej ofiarę uważano jedynie za końcowy produkt makabrycznego procesu, jakim jest zbrodnia. [...] Dopiero niedawno doszła do głosu wiktymologia i wykazała, że wybór ofiary nigdy nie jest losowy. Nawet kiedy wydaje się dziełem przypadku, to też coś znaczy.
Mimo atmosfery niesamowitości, którą podkreśla powracający jak bumerang Tarttalo - potwór, żywiący się krwią, itxusuria - korytarz dusz wokół domostw, gdzie grzebano nieochrzczone niemowlęta, giganci i boginie, samo śledztwo jest spójne, logiczne, a poszczególne działania pani inspektor wynikają z siebie. Wątki prywatne, które także i tu się pojawiają, mają wpływ na sprawę, więc nawet mi, nie znoszącej tzw. obyczajówek z wątkiem kryminalnym, trudno zaprzeczyć sensowności ich istnienia. Dodatkowo składają się one w równorzędną tajemnicę - tajemnicę rodzinną, a takie historie również bardzo lubię.

Klimat książki jest niepowtarzalny - trudno go porównać z jakąkolwiek inną lekturą. Polecam bardzo serdecznie miłośnikom mrocznego, trochę dusznego świata przedstawionego pełnego niedopowiedzeń, miłośnikom wątków mitologicznych, powieści grozy i niesamowitości, a także miłośnikom dobrze skrojonych kryminałów.

czwartek, 18 lipca 2019

Fantastyka z kryminałem w jednym... "Niewidzialny strażnik" Dolores Redondo

wyd. Czarna Owca
Książka jest świetna! Cała trylogia zresztą jest doskonała. Niewidzialny strażnik Dolores Redondo to pierwsza część cyklu kryminalnego z silnymi elementami fantastycznymi, podlanego wątkami zaczerpniętymi z mitologii Basków.

W dolinie rzeki Baztán znaleziono roznegliżowane zwłoki nastolatki. Okazuje się, że sprawę można powiązać z bardzo podobnymi, niewyjaśnionymi do tej pory. Tajemnicę rozwikłać ma detektyw Amaia Salazar, pochodząca z tych okolic i w szczególny sposób związana swoją historią rodzinną z okolicą. Samo miasteczko jest dziwne, tajemnicze, mieszkańcy pełni zagadkowości i niedopowiedzeń. Dookoła znajduje się magiczny las, który - według legend miejscowych - zamieszkiwany jest przez Basajuna, człekopodobną istotę opiekującą się pasterzami i pilnującą równowagi świata drzew. Czyż może być pomysł bardziej niedorzeczny niż powiązanie postaci Basajuna z tajemniczymi morderstwami? Jaką rolę pełni Mari - istota pilnująca zbiorów? A może rozwiązanie jest dużo bardziej realistyczne?

Chociaż w dolnie rzeki Baztán jeszcze 100 lat temu 90% mieszkańców wierzyło w czarownice i magię, Amaia próbuje dojść do prawdy, korzystając z tradycyjnych metod śledczych i szukając racjonalnego wyjaśnienia całości. Przy okazji zmierzyć się będzie musiała z demonami przeszłości oraz z zagadkami swojej rodziny.

Osobiście nie lubię kryminałów, w których życie śledczego opisywane jest bardzo szczegółowo. W przypadku tej książki nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Wszystko dlatego, że przeszłość Amaii oraz uwikłanie jej rodziny w miejscowe konflikty pozwala poprzez odsłanianie kolejnych kart z historii rodu, trzech sióstr, opowieści o rodzinnej piekarni, rozwikłać tajemnicę zbrodni. Zaczyna się od wędrówki śladem ciasteczka txatxingorii, a doprowadzi do konieczności stanięcia twarzą w twarz z tym, co dręczy Amaię oraz tym, czego wolałaby się nigdy nie dowiedzieć.

Całe miasteczko, dzięki sposobowi prowadzenia narracji, przypomina mi trochę miasteczko Twin Peaks. Taka sugestia widnieje zresztą w nocie wydawniczej na okładce i - tym razem - nie zawodzi. Jak na kryminał o wątkach fantastycznych przystało - a dodam, że naprawdę takich nie lubię - książka pozostawia czytelnika z pewnymi niedopowiedzeniami. Interesującymi na dodatek w swej formie, bo mamy nadzieję, że kolejna część cyklu udzieli odpowiedzi na nurtujące, nierozstrzygnięte pytania, jednocześnie takiej pewności nie mając.

Gorąco polecam!