wyd. Czarna Owca |
Świadectwo kości to kontynuacja wydarzeń opisanych w Niewidzialnym strażniku. Kontynuacja w sensie dosłownym: nie jest bowiem tak,
jak często zdarza się w kryminalnych cyklach, iż poszczególne tomy łączy postać
detektywa. Tu wydarzenia są naturalnym następstwem wszystkiego, co wydarzyło
się w częściach wcześniejszych.
Trwa
proces sądowy: konsekwencja wcześniejszego śledztwa Amaii Salazar.
Nieoczekiwanie oskarżony popełnia samobójstwo i zostawia Amaii liścik z
wiadomością. Informacja jest krótka, składa się z jednego słowa: Tarttalo.
Tarttalo
to słowo-klucz do rozwiązania zagadki, jednocześnie zaskakujące wielością
znaczeń. Najbardziej
oczywiste tropy znowu wiodą do mitologii baskijskiej i zmuszają do odnajdywania
ukrytych znaczeń. Dodatkowo sprawę komplikuje jednak zaangażowanie w cały
konflikt zepchniętej na margines życia społeczności agotów. Od wieków
zamieszkiwali oni w Bozate, będąc pozbawionymi praw. Przez wszystkie lata żyli w
gettach, nie mieli prawa posiadania majątku, a ich odzież oznaczana była
specjalnymi naszywkami. Nawet swoje nadejście musieli ogłaszać specjalnym
dzwonkiem. Mimo że agoci byli katolikami, nawet Kościół odcinał się od nich,
wyznaczając w czasie nabożeństw miejsca za kratami i przewidując osobną
chrzcielnicę.
Ogólny
klimat książki stanowi kontynuację Niewidzialnego strażnika. Jest mrocznie,
tajemniczo, ponuro, a sama historia agotów rzuca niekorzystny cień na
mieszkańców miasteczka. Wszystkie zawiłości próbuje rozwikłać Amaia, mimo
trudności próbując pozostać wierną swoim przekonaniom na życie i na pracę
policyjną:
Dobry policjant z wydziału zabójstw nie jest człowiekiem prostolinijnym, a jego umysł nie może działać w sposób nieskomplikowany. Spędzasz całe godziny, usiłując zrozumieć zabójcę, zrozumieć jego sposób myślenia, jego pragnienia, jego uczucia. Potem idziesz do kostnicy i patrzysz na jego dzieło. Oczekujesz, że trup odpowie na pytanie: dlaczego, bo wiesz, że w chwili, gdy zrozumiesz, jaki motyw kierował zabójcą, będziesz miał szansę go schwytać. Ale w większości przypadków to nie wystarczy, bo zwłoki są jedynie powłoką. Pustą, zepsutą powłoką. Niewykluczone, że zbyt długo prowadzono dochodzenia koncentrując się raczej na próbach odcyfrowania umysłu zbrodniarza niż na ofierze zbrodni. Przez całe lata w praktyce kryminalistycznej ofiarę uważano jedynie za końcowy produkt makabrycznego procesu, jakim jest zbrodnia. [...] Dopiero niedawno doszła do głosu wiktymologia i wykazała, że wybór ofiary nigdy nie jest losowy. Nawet kiedy wydaje się dziełem przypadku, to też coś znaczy.
Mimo
atmosfery niesamowitości, którą podkreśla powracający jak bumerang Tarttalo -
potwór, żywiący się krwią, itxusuria - korytarz dusz wokół domostw, gdzie
grzebano nieochrzczone niemowlęta, giganci i boginie, samo śledztwo jest
spójne, logiczne, a poszczególne działania pani inspektor wynikają z siebie.
Wątki prywatne, które także i tu się pojawiają, mają wpływ na sprawę, więc
nawet mi, nie znoszącej tzw. obyczajówek z wątkiem kryminalnym, trudno zaprzeczyć
sensowności ich istnienia. Dodatkowo składają się one w równorzędną tajemnicę -
tajemnicę rodzinną, a takie historie również bardzo lubię.
Klimat
książki jest niepowtarzalny - trudno go porównać z jakąkolwiek inną lekturą.
Polecam bardzo serdecznie miłośnikom mrocznego, trochę dusznego świata
przedstawionego pełnego niedopowiedzeń, miłośnikom wątków mitologicznych,
powieści grozy i niesamowitości, a także miłośnikom dobrze skrojonych kryminałów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz