|
wydawnictwo: Burda Książki |
Zaprawdę,
powiadam wam, umrę, nie doczekawszy dobrego erotyku... Po
Dziewczynie na miesiąc i książkach niejakiej
pani Hooks trafiłam na twórczość
Sierry
Cartwright i serię
Rodzina Donovanów. Czytam na okładce, że "pikantniejsze niż Grey..." Yyy, nie.
W skład cyklu wchodzą trzy
tytuły i każda z pozycji (taka gra słowna!) przedstawia nam historię innego
brata z tego zacnego i bardzo bogatego - a jakże! - rodu. Wszyscy trzej mężczyźni
są bardzo zgodni w swoich preferencjach seksualnych i, powiem szczerze, że -
przeczytawszy całość - nie jestem w stanie odróżnić na podstawie czegokolwiek
poszczególnych mężczyzn i ich kochanek. Wszystkie części skonstruowane są na
tym samym schemacie, zaś bohaterowie nie tylko mają charaktery i osobowości tak
płaskie, że niczym nie wyróżniające się, ale nawet mówią takimi samymi zdaniami
(serio).
Więzy - tom pierwszy
W pierwszej części poznajemy
Larę Betrand - przyszłą kochankę pierwszego z braci. Jest ona pracownicą
rodzinnego przedsiębiorstwa, które funkcjonuje gorzej niż mogłoby, bo prezes, a
prywatnie ojciec Lary, jest upartym głupkiem opornym na wszelakie rozwiązania
biznesowe. Lara chce sprzedać część udziałów firmy rodzinie Donovanów. Ród
ten włada potężną korporacją zajmującą się chyba wszystkim: ranczem, nowymi
technologiami, jedzeniem, autorka jednak w szczególny sposób postanowiła
uczepić się faktu, że do firmy należą sklepy z gorsetami. Będzie nam o tym
przypominała co najmniej raz na przestrzeni trzech rozdziałów w każdej z
książek w cyklu. Stara pierdoła jednak nie chce sprzedać tych udziałów, więc
Lara wpada na pomysł, że jeśli wyjdzie za mąż za Connora Donovana, ten - jako
jej mąż - z automatu wejdzie do zarządu przedsiębiorstwa i, we współpracy z
Larą i jej matką, będzie mógł przeforsować pewne koncepcje.
Małżeństwo ma być czystym
biznesem, który po upływie stosownego czasu zakończy rozwód. Oczywiście, tak
być jednak nie może, bo nie powstałby romans z aspiracjami do pornola. Connor
zażąda małżeństwa bez fikcji, za to z seksem w stylu BSDM.
Connor od pierwszego spotkania w
biurze marzy o Larze związanej w łóżku, z plecami wygiętymi w łuk, o zapachu
„korzennych cytrusów” (serio). Śledząc te rozważania, musimy poznać każdy fakt,
każdą pierdołę opisu rzeczywistości. Autorka nie szczędzi nam szczegółów co do
wymiaru lodówki w kuchni Connora, tego, jak dużą butelkę wody z niej wyjął i
jaki kolor miały skarpetki Lary.
Nie pomyli się ten, kto czytając
wcześniejszy opis, skojarzył sobie postać Christiana Grey’a. Connor to taki
Grey:
Co jakiś
czas zerkał na ekran telewizora, by śledzić światowe indeksy gospodarcze. Miał
zaledwie dziesięć lat, gdy dziadek zaczął go uczyć, jak ważne jest zrozumienie
wzajemnej zależności różnych rynków. Tłumaczył mu, że drobne załamanie za
granicą może się okazać katastrofalne w skutkach dla któregoś z oddziałów
Donovan Worldwide.
W tym tonie autorka będzie
budować klimat biznesmena zafascynowanego klamerkami na sutki i
cytrusowo-korzennym zapachem, powracającym na kartach tej książki niczym
czkawka u pijaka po grubym melanżu. Przy okazji Connor będzie biznesmenem z
krwi i kości, nie znoszącym sprzeciwu również poza sferą seksu:
Jestem
dominującym, inaczej: domem. To nie jest coś, czym się zajmuję, ale część tego,
kim jestem. Dom to część mojej osobowości.
Później, jak się domyślacie,
będzie seks, wiązanie, biczyk a’la Indiana Jones, na koniec wielka miłość i
ślub, tadam... Opisy seksu wcale nie są dla mnie zmysłowe czy podkręcające
atmosferę, wręcz przeciwnie, w wielu przypadkach dostałam ataku głupawego
śmiechu, ot, choćby wówczas, gdy autorka opisuje, że Connor miał ochotę wylizać
swej partnerce cipkę, ale „jak dżentelmen zapiął jej bluzkę”. Mam nadzieję, że
nie na cipce. Przynajmniej nie nazywa jej „panną Larą” jak robił to
niewydarzony profesor u Hooks, tylko po prostu „sub”.
Piętno - tom drugi
Piętno to druga część cyklu
poświęconego rodzinie Donovanów i, jeśli spodziewacie się, że będzie tu
cokolwiek nowego, to muszę was rozczarować. Owszem, mamy drugiego brata i drugą
kobietę. Tylko drobny szczegół zakłóca ten rytm: są identyczni jak ci pierwsi.
Scena rozpoczyna się uroczym
ślubem Lary i Connora, którzy po przetestowaniu kilku różnych pejczy odkryli,
że darzą się uczuciem. Larę podczas ślubu najbardziej kręci złota obroża na
szyi, którą założył jej Connor na znak poddaństwa, czego nie rozumie Sophia -
organizatorka jej ślubu. Zaraz jednak zrozumie - dokładnie w momencie, gdy na
jej pośladku wyląduje ręka Cade’a - drugiego z braci biznesowego rodu.
Cade również jest bohaterem
stereotypowym, choć - tu trzeba oddać sprawiedliwość autorce - pokusiła się o
nieco inny schemat. Cade jest bowiem nieślubnym synem Donovana seniora i
dzieckiem miłości, to jego matkę bowiem kochał zawsze protoplasta rodziny. Jego
ojciec zginął w wypadku samochodowym, auto zaś prowadził właśnie nasz nieślubny
syn.
Śmierć ojca
wypaliła na nim piętno, zniszczyła poczucie tożsamości w sposób, którego nadal
nie potrafił pojąć. Zdawało się, ze tamto wydarzenie wysokim murem oddzieliło
dawnego Cade’a od obecnrgo. Jako nastolatek i dwudziestoparolatek był nieco
lekkomyślny. Szeptano, że nie zasługuje na swoje przywileje i to go dręczyło.
Postanowił uciszyć te głosy i udowodnić, że jest coś wart. Żył ostro, chciał,
by o nim słyszano; ryzykował niepotrzebnie, najpierw na rodeo, później na
wyścigach motocyklowych, a w końcu też samochodowych. Gdy Jeffrey Donovan
spoczął w grobie, Cade postanowił, że stanie się lepszym człowiekiem...
... i
dlatego, moi państwo, stał się „aktywnym członkiem miejscowej społeczności
BDSM”. Tak, nie dość, że bardzo rozbawiło mnie to, że na teksańskiej wsi istniała
taka społeczność, to jeszcze fascynujący jest fakt, że „aktywne członkowstwo”
oznaczało „bycie lepszym człowiekiem”. Zawsze sądziłam, że ludzie zwykle
angażują się w pracę, albo rodzinę, albo działalność charytatywną... Ok, można,
jak widać, różnie działać.
Poza tymi drobnymi szczegółami
Cade niczym nie różni się od Connora, zaś Sophie w ogóle niczym nie różni się
od Lary. Mało tego, obie pary mają ustalone dokładnie te same „słowa
bezpieczeństwa”, zaś Cade tłumaczy Sophie zasady ich związku dokładnie tymi
samymi zdaniami, które wykorzystywał jego brat w relacji z Larą. Podejrzewam,
że rodzina Donovanów ma po prostu w obiegu taką instrukcję i procedury, których
nauczyli się na pamięć i stąd ta zbieżność. Szkoda, że autorka o tym nie
napisała, bo wyjaśniłoby to zabieg „kopiuj - wklej” na przestrzeni dwóch
powieści. Z drugiej strony kompletnie nie odpowiada to na pytanie, kiedy Lara
nauczyła Sophie, co się odpowiada w którym momencie... Hmm...
Oczywiście, mamy tu też happy
end i również ułożony według schematu: Sophie stwierdza, że się zakochała, że
nie może opierać tej relacji tylko na seksie, bo cierpi, Cade przyjeżdża do
niej, przeprasza i żyją razem długo i szczęśliwie. Wspomnieć jednak muszę o
wątku, którego mój umysł nie ogarnia.
Przepraszając Sophie, Cade mówi,
że przeczytał raport z autopsji swego ojca, bo jej odejście tak nim wstrząsnęło
i teraz się jej oświadczy. Sama zbitka jest dość ciekawa, jednak najbardziej
zaskakujące jest to, że poza wstępną informacją narratora, że Cade prowadził
samochód i że był nieślubnym synem, więc miał kompleks, w toku powieści nie ma
najmniejszej nawet informacji, że ta trauma rzutuje na jego zachowania, że coś
go dręczy, że nie może zbudować relacji z kobietą przez te przeżycia. Wręcz
przeciwnie, jego BSDM jest tu budowaniem normalnej relacji i czymś kompletnie
bezproblemowym. W sumie więc nie wiem, co autorka próbowała nam psychologicznie
przekazać i gdzie ta trauma i jej przełamanie miało rzekomo być.
Boss - część trzecia
W ten sposób docieramy do części
trzeciej pt. Boss, której bohaterem jest Nathan Donovan - trzeci z braci.
Jego kochanką zaś jest Kelsey Lane - pracownica przejętego przez firmę
Donovanów przedsiębiorstwa. Oczywiście, pojawią się także wzmianki na temat
dwóch par zeswatanych na przestrzeni dwóch wcześniejszych tomów.
Komiczny jest konstrukt postaci
Kelsey Lane, gdyż - oczywiście - jest ona kobietą nietuzinkową. Nieważne, że na
początku książki pada informacja, iż zatrudniona była jako asystentka prezesa.
„[...] pełni pani taką samą funkcję co członek ścisłego kierownictwa albo
wiceprezes. Ma pani dyplom z... jak to się nazywa? Globalnego zarządzania
energią” - zapyta Nathan i powyższa wypowiedź doskonale pokazuje jakim językiem
mówią fachowcy - właściciele światowej korporacji, którzy nie potrafią
zapamiętać prostego terminu, oraz z jaką swobodą w zakresie funkcji w firmie
poczyna sobie autorka.
Poza tym nie napiszę wiele
nowego. Boss to po raz kolejny przypomnienie historii rodziny, przypomnienie,
kto w rodzinie jest kim, i przypomnienie zasad rządzących relacją BSDM. Nie ma
tu żadnej nowej opowieści i, tak szczerze, autorka spokojnie mogła napisać
jedną książkę zamiast tych trzech. To cały czas ta sama narracja, ta sama
opowieść i ci sami bohaterowie. Nuda, sztampa i brak kreatywności!
Czy warto? Nie, nie warto.