źródło: woblink.com |
O twórczość
Péreza-Reverte pytana jestem zwykle w kontekście Dziewiątych wrót w reżyserii
Romana Polańskiego. Z reguły osoby, które miały styczność z tym obrazem, sięgają po Klub Dumas pióra Reverte i przeżywają zdumienie, że mają do czynienia z
zupełnie inną historią.
O tej lekturze więcej innym razem. Dzisiaj chciałabym opowiedzieć o Szachownicy flamandzkiej,
książce, którą często nazywa się kryminałem ze sztuką w tle.
Julia jest konserwatorką dzieł
sztuki. Najnowsze jej zadanie stanowi praca nad obrazem z 1471 roku autorstwa
Pietera van Huysa. Partia szachów to wyobrażenie sceny domowej utrzymanej w
klimacie charakterystycznym dla flamandzkich mistrzów. Przedstawia
szachownicę, dwóch mężczyzn w średnim wieku oraz damę w czerni, czytającą
książkę. To, co Julię uderza najbardziej, to niesamowity realizm i
dbałość o szczegół malowidła. Podczas prac nad dziełem kobieta odkrywa zakamuflowany w
scenie napis: „Kto zabił rycerza?”. Konsultacje eksperckie z Alvarem pozwalają
odkryć tożsamość postaci przedstawionych na malowidle, a także podejrzewać, że
wzmianka o morderstwie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Odkrycie to stanie
się początkiem serii dramatycznych wydarzeń, w których trup będzie się słał.
Na początku rozwieję
wątpliwości, co do negatywnych recenzji, których w internecie jest całkiem
sporo. Zagadka, jaką mamy do rozwikłania, w dużej mierze wiąże się z
uwidocznioną rozgrywką szachową i sądzę, że jest to główny problem. Jeśli
powieść trafia w ręce czytelnika, który o szachach pojęcia nie ma lub z
ledwością odróżnia poszczególne figury od siebie, nie przyniesie rozrywki,
którą potencjalnie zawiera. To tak, jakbym ja czytała podręcznik do statystyki
matematycznej, mając pretensje, że długie przykłady działań są nudne.
Dla miłośników szachów zaś to
prawdziwa gratka! Rozrysowane rozstawienie bierek, prześledzone ruchy
uczestników rozgrywki
Szachownica flamandzka sama w
sobie nie jest nudna. Mamy tutaj mocno rozbudowaną historię związaną z obrazem, kolejną związaną z szachową rozgrywką, a do tego zaś zbrodnie odbywające się w czasie
realnym, powiązane z życiem prywatnym Julii. Autor przy tym nie
zaniedbuje żadnego z tych obszarów, co sprawia, że możemy czerpać prawdziwą przyjemność
z wielowątkowej intrygi. Bohaterowie również są „jacyś”. Owszem, niektórzy
zmanierowani i przerysowani, ale przynajmniej różnorodni.
Tempo... Najszybsze nie jest,
ale - moim skromnym zdaniem - nasycenie czasu akcji wydarzeniami jest
wystarczające. To nie seria z kałasznikowa, lecz systematyczny i celowy
ostrzał.
Zatem, kończąc tę krótką
recenzję, Szachownicę flamandzką polecam, jednak nie wszystkim. Rekomendacja
dotyczy osób, które przynajmniej raz grały w szachy i znają zasady gry, które
lubią książki z dziełem sztuki w tle i tych, dla których drobiazgowa analiza
stanowi porywające śledztwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz