Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 7 listopada 2017

Zagrajmy w szachy!

źródło: woblink.com
O twórczość Péreza-Reverte pytana jestem zwykle w kontekście Dziewiątych wrót w reżyserii Romana Polańskiego. Z reguły osoby, które miały styczność z tym obrazem, sięgają po Klub Dumas pióra Reverte i przeżywają zdumienie, że mają do czynienia z zupełnie inną historią.

O tej lekturze więcej innym razem. Dzisiaj chciałabym opowiedzieć o Szachownicy flamandzkiej, książce, którą często nazywa się kryminałem ze sztuką w tle.

Julia jest konserwatorką dzieł sztuki. Najnowsze jej zadanie stanowi praca nad obrazem z 1471 roku autorstwa Pietera van Huysa. Partia szachów to wyobrażenie sceny domowej utrzymanej w klimacie charakterystycznym dla flamandzkich mistrzów. Przedstawia szachownicę, dwóch mężczyzn w średnim wieku oraz damę w czerni, czytającą książkę. To, co Julię uderza najbardziej, to niesamowity realizm i dbałość o szczegół malowidła. Podczas prac nad dziełem kobieta odkrywa zakamuflowany w scenie napis: „Kto zabił rycerza?”.  Konsultacje eksperckie z Alvarem pozwalają odkryć tożsamość postaci przedstawionych na malowidle, a także podejrzewać, że wzmianka o morderstwie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Odkrycie to stanie się początkiem serii dramatycznych wydarzeń, w których trup będzie się słał.

Na początku rozwieję wątpliwości, co do negatywnych recenzji, których w internecie jest całkiem sporo. Zagadka, jaką mamy do rozwikłania, w dużej mierze wiąże się z uwidocznioną rozgrywką szachową i sądzę, że jest to główny problem. Jeśli powieść trafia w ręce czytelnika, który o szachach pojęcia nie ma lub z ledwością odróżnia poszczególne figury od siebie, nie przyniesie rozrywki, którą potencjalnie zawiera. To tak, jakbym ja czytała podręcznik do statystyki matematycznej, mając pretensje, że długie przykłady działań są nudne.

Dla miłośników szachów zaś to prawdziwa gratka! Rozrysowane rozstawienie bierek, prześledzone ruchy uczestników rozgrywki

Szachownica flamandzka sama w sobie nie jest nudna. Mamy tutaj mocno rozbudowaną historię związaną z obrazem, kolejną związaną z szachową rozgrywką, a do tego zaś zbrodnie odbywające się w czasie realnym, powiązane z życiem prywatnym Julii. Autor przy tym nie zaniedbuje żadnego z tych obszarów, co sprawia, że możemy czerpać prawdziwą przyjemność z wielowątkowej intrygi. Bohaterowie również są „jacyś”. Owszem, niektórzy zmanierowani i przerysowani, ale przynajmniej różnorodni.

Tempo... Najszybsze nie jest, ale - moim skromnym zdaniem - nasycenie czasu akcji wydarzeniami jest wystarczające. To nie seria z kałasznikowa, lecz systematyczny i celowy ostrzał.

Zatem, kończąc tę krótką recenzję, Szachownicę flamandzką polecam, jednak nie wszystkim. Rekomendacja dotyczy osób, które przynajmniej raz grały w szachy i znają zasady gry, które lubią książki z dziełem sztuki w tle i tych, dla których drobiazgowa analiza stanowi porywające śledztwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz