wyd. Burda Książki |
Bardzo się obawiałam tej książki i to z co najmniej kilku
powodów.
Moją
obawę wzbudzał przede wszystkim fakt, że jest to kryminał z tak modnego
ostatnio nurtu literatury Północy, na fali którego powstało wiele fatalnej
pisaniny i tylko kilka godnych uwagi pozycji.
Po drugie, dość szybko
zorientowałam się, że powieść oparta jest na konstrukcji teraźniejszość -
przeszłość, w której narrator naprzemiennie przedstawia nam to, co dzieje się
aktualnie i to, co rozegrało się w latach 70. i na biężące wydarzenia wpłynęło
znacząco. Nie lubię takiego sposobu pisania powieści. W moim
odczuciu, aby taki zabieg był wciągający, należy mieć plan na nie jedną, lecz
dwie wciągające historie. Zdarza się to natomiast nadspodziewanie rzadko, w
efekcie otrzymujemy więc nawał postaci, nawał wydarzeń i naciągane powiązania
czasowe lub czasoprzestrzenne. Ku mojemu przemożnemu zdumieniu Nordbo tej
pułapki uniknął i w Dziewczynie bez skóry zbudowanie dwóch planów zakończyło
się sukcesem!
Na
pierwszym planie przedstawiony został Matthew Cave - mieszkaniec Grenlandii,
zawdzięczający swoje nietypowe nazwisko amerykańskiemu ojcu. Oczywiście, żeby
nie było tak do końca cudownie, Matthew nie może być normalnym, standardowym
człowiekiem. Jest dziennikarzem, który nadal nie doszedł do siebie po
tragicznej śmierci żony i nienarodzonego dziecka. Pewnego dnia ma napisać relację
z miejsca odnalezienia zwłok. Początkowo wszystkim wydaje się, że to znalezisko
sprzed wieków, później okazuje się jednak, że śledczy wcale nie mają do
czynienia z wikingiem. Zwłok zresztą, jak na porządny kryminał przystało,
będzie więcej i będą konkretnie wystylizowane. Tropy dziennikarskiego śledztwa
zaczną prowadzić Matthew do roku 1973.
Rok
1973 to wspomniana druga warstwa powieści. Wówczas miały miejsce wydarzenia, o których
wielu znajomych Matthew jeszcze pamięta. W małej społeczności odnaleziono
wówczas zwłoki czterech mężczyzn. Ciała zostały obdarte ze skóry i wypatroszone.
Wykorzystano do tego celu ulo -
tradycyjny nóż miejscowych, służący do oporządzania zabitych fok. W tym samym
roku zaginęły też dwie dziewczynki, które były córkami dwóch zamordowanych
mężczyzn.
Jak
łatwo domyślić się w tym momencie, wszystkie te wydarzenia zaczną się w pewnym
momencie łączyć. Autorowi trzeba przyznać ogromny plus za to, że sposób
poprowadzenia intrygi nie jest oczywisty. Nie są oczywiste i jednoznaczne
również portrety psychologiczne postaci. Szczególnie podoba mi się
przedstawienie życia i psychiki Jacoba - policjanta, który przed laty uwikłany
był w śledztwo w sprawie dzieci.
Minus
z kolei za kreację postaci Tupaarnaq Siegstad. To młoda kobieta. Jako piętnastolatka trafiła do
więzienia za zamordowanie swoich
rodziców i dwóch młodszych sióstr. Teraz policja dopatruje się w niej sprawstwa
aktualnych zbrodni. Po pierwsze jednak, sama postać Tupaarnaq przypomina mi
jako żywo inną postać kobiecą rodem z Europy Północnej, po drugie natomiast, w
kontekście całości intrygi czytelnik dość szybko domyśla się, w czym tkwiło
sedno sprawy Siegstad i jaka była prawda. Mimo to jednak postaciom literackim
nie można odmówić konsekwencji, obudowy biograficzno-psychologicznej i kolorytu.
Pełna
barw jest także opisana przez autora rzeczywistość małej miejscowości, która
wcale tak bardzo nie odbiega od polskiej wsi czy niewielkiego miasteczka.
Układy, siatka wzajemnych powiązań, tajemnice poliszynela... To uniwersalne elementy, które nadają opowieści aktualność pod
każdą szerokością geograficzną.
Aktualne
jest tu coś jeszcze.
Dorośli
dźwigają swoje smutki z dzieciństwa. Dlatego to takie ważne, by kochać swoje
dziecko, aby gdy dorośnie, wiedziało, że istnieje miłość, którą warto przyjąć i
odwzajemnić - te słowa dosyć dobrze podsumowują wymowę całej powieści. Odnoszą się zarówno do samego śledztwa i zbrodni, jak i do
biografii poszczególnych bohaterów. Ta myśl - mimo że pada tylko w jednej
chwili - to pewnego rodzaju motto, umiejętnie poprowadzone przez autora od
początku aż po ostatnie strony opowieści, w pewien sposób wzrusza czytelnika i
nadaje całości dodatkowy sens. Sprawia to, że Dziewczyna bez skóry jest czymś
więcej niż kryminałem. Jako kryminał zaś jest bardzo poprawna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz