Łączna liczba wyświetleń

środa, 8 listopada 2017

Na północnej fali. "Dziewczyna bez skóry" Mads Peder Nordbo

wyd. Burda Książki
Bardzo się obawiałam tej książki i to z co najmniej kilku powodów.

Moją obawę wzbudzał przede wszystkim fakt, że jest to kryminał z tak modnego ostatnio nurtu literatury Północy, na fali którego powstało wiele fatalnej pisaniny i tylko kilka godnych uwagi pozycji. 

Po drugie, dość szybko zorientowałam się, że powieść oparta jest na konstrukcji teraźniejszość - przeszłość, w której narrator naprzemiennie przedstawia nam to, co dzieje się aktualnie i to, co rozegrało się w latach 70. i na biężące wydarzenia wpłynęło znacząco. Nie lubię takiego sposobu pisania powieści. W moim odczuciu, aby taki zabieg był wciągający, należy mieć plan na nie jedną, lecz dwie wciągające historie. Zdarza się to natomiast nadspodziewanie rzadko, w efekcie otrzymujemy więc nawał postaci, nawał wydarzeń i naciągane powiązania czasowe lub czasoprzestrzenne. Ku mojemu przemożnemu zdumieniu Nordbo tej pułapki uniknął i w Dziewczynie bez skóry zbudowanie dwóch planów zakończyło się sukcesem!

Na pierwszym planie przedstawiony został Matthew Cave - mieszkaniec Grenlandii, zawdzięczający swoje nietypowe nazwisko amerykańskiemu ojcu. Oczywiście, żeby nie było tak do końca cudownie, Matthew nie może być normalnym, standardowym człowiekiem. Jest dziennikarzem, który nadal nie doszedł do siebie po tragicznej śmierci żony i nienarodzonego dziecka. Pewnego dnia ma napisać relację z miejsca odnalezienia zwłok. Początkowo wszystkim wydaje się, że to znalezisko sprzed wieków, później okazuje się jednak, że śledczy wcale nie mają do czynienia z wikingiem. Zwłok zresztą, jak na porządny kryminał przystało, będzie więcej i będą konkretnie wystylizowane. Tropy dziennikarskiego śledztwa zaczną prowadzić Matthew do roku 1973.

Rok 1973 to wspomniana druga warstwa powieści. Wówczas miały miejsce wydarzenia, o których wielu znajomych Matthew jeszcze pamięta. W małej społeczności odnaleziono wówczas zwłoki czterech mężczyzn. Ciała zostały obdarte ze skóry i wypatroszone. Wykorzystano do tego celu ulo - tradycyjny nóż miejscowych, służący do oporządzania zabitych fok. W tym samym roku zaginęły też dwie dziewczynki, które były córkami dwóch zamordowanych mężczyzn.

Jak łatwo domyślić się w tym momencie, wszystkie te wydarzenia zaczną się w pewnym momencie łączyć. Autorowi trzeba przyznać ogromny plus za to, że sposób poprowadzenia intrygi nie jest oczywisty. Nie są oczywiste i jednoznaczne również portrety psychologiczne postaci. Szczególnie podoba mi się przedstawienie życia i psychiki Jacoba - policjanta, który przed laty uwikłany był w śledztwo w sprawie dzieci.

Minus z kolei za kreację postaci Tupaarnaq Siegstad. To młoda kobieta. Jako piętnastolatka trafiła do więzienia  za zamordowanie swoich rodziców i dwóch młodszych sióstr. Teraz policja dopatruje się w niej sprawstwa aktualnych zbrodni. Po pierwsze jednak, sama postać Tupaarnaq przypomina mi jako żywo inną postać kobiecą rodem z Europy Północnej, po drugie natomiast, w kontekście całości intrygi czytelnik dość szybko domyśla się, w czym tkwiło sedno sprawy Siegstad i jaka była prawda. Mimo to jednak postaciom literackim nie można odmówić konsekwencji, obudowy biograficzno-psychologicznej i kolorytu.

Pełna barw jest także opisana przez autora rzeczywistość małej miejscowości, która wcale tak bardzo nie odbiega od polskiej wsi czy niewielkiego miasteczka. Układy, siatka wzajemnych powiązań, tajemnice poliszynela... To uniwersalne elementy, które nadają opowieści aktualność pod każdą szerokością geograficzną.

Aktualne jest tu coś jeszcze.
Dorośli dźwigają swoje smutki z dzieciństwa. Dlatego to takie ważne, by kochać swoje dziecko, aby gdy dorośnie, wiedziało, że istnieje miłość, którą warto przyjąć i odwzajemnić - te słowa dosyć dobrze podsumowują wymowę całej powieści. Odnoszą się zarówno do samego śledztwa i zbrodni, jak i do biografii poszczególnych bohaterów. Ta myśl - mimo że pada tylko w jednej chwili - to pewnego rodzaju motto, umiejętnie poprowadzone przez autora od początku aż po ostatnie strony opowieści, w pewien sposób wzrusza czytelnika i nadaje całości dodatkowy sens. Sprawia to, że Dziewczyna bez skóry jest czymś więcej niż kryminałem. Jako kryminał zaś jest bardzo poprawna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz