Łączna liczba wyświetleń

sobota, 18 listopada 2017

Ni to porno, ni to duszno... Tylko nudno nadal...

wydawnictwo: Burda Książki
Zaprawdę, powiadam wam, umrę, nie doczekawszy dobrego erotyku... Po Dziewczynie na miesiąc i książkach niejakiej pani Hooks trafiłam na twórczość Sierry Cartwright i serię Rodzina Donovanów. Czytam na okładce, że "pikantniejsze niż Grey..." Yyy, nie.

W skład cyklu wchodzą trzy tytuły i każda z pozycji (taka gra słowna!) przedstawia nam historię innego brata z tego zacnego i bardzo bogatego - a jakże! - rodu. Wszyscy trzej mężczyźni są bardzo zgodni w swoich preferencjach seksualnych i, powiem szczerze, że - przeczytawszy całość - nie jestem w stanie odróżnić na podstawie czegokolwiek poszczególnych mężczyzn i ich kochanek. Wszystkie części skonstruowane są na tym samym schemacie, zaś bohaterowie nie tylko mają charaktery i osobowości tak płaskie, że niczym nie wyróżniające się, ale nawet mówią takimi samymi zdaniami (serio).

Więzy - tom pierwszy
W pierwszej części poznajemy Larę Betrand - przyszłą kochankę pierwszego z braci. Jest ona pracownicą rodzinnego przedsiębiorstwa, które funkcjonuje gorzej niż mogłoby, bo prezes, a prywatnie ojciec Lary, jest upartym głupkiem opornym na wszelakie rozwiązania biznesowe. Lara chce sprzedać część udziałów firmy rodzinie Donovanów. Ród ten włada potężną korporacją zajmującą się chyba wszystkim: ranczem, nowymi technologiami, jedzeniem, autorka jednak w szczególny sposób postanowiła uczepić się faktu, że do firmy należą sklepy z gorsetami. Będzie nam o tym przypominała co najmniej raz na przestrzeni trzech rozdziałów w każdej z książek w cyklu. Stara pierdoła jednak nie chce sprzedać tych udziałów, więc Lara wpada na pomysł, że jeśli wyjdzie za mąż za Connora Donovana, ten - jako jej mąż - z automatu wejdzie do zarządu przedsiębiorstwa i, we współpracy z Larą i jej matką, będzie mógł przeforsować pewne koncepcje.

Małżeństwo ma być czystym biznesem, który po upływie stosownego czasu zakończy rozwód. Oczywiście, tak być jednak nie może, bo nie powstałby romans z aspiracjami do pornola. Connor zażąda małżeństwa bez fikcji, za to z seksem w stylu BSDM.

Connor od pierwszego spotkania w biurze marzy o Larze związanej w łóżku, z plecami wygiętymi w łuk, o zapachu „korzennych cytrusów” (serio). Śledząc te rozważania, musimy poznać każdy fakt, każdą pierdołę opisu rzeczywistości. Autorka nie szczędzi nam szczegółów co do wymiaru lodówki w kuchni Connora, tego, jak dużą butelkę wody z niej wyjął i jaki kolor miały skarpetki Lary.

Nie pomyli się ten, kto czytając wcześniejszy opis, skojarzył sobie postać Christiana Grey’a. Connor to taki Grey:

Co jakiś czas zerkał na ekran telewizora, by śledzić światowe indeksy gospodarcze. Miał zaledwie dziesięć lat, gdy dziadek zaczął go uczyć, jak ważne jest zrozumienie wzajemnej zależności różnych rynków. Tłumaczył mu, że drobne załamanie za granicą może się okazać katastrofalne w skutkach dla któregoś z oddziałów Donovan Worldwide.
W tym tonie autorka będzie budować klimat biznesmena zafascynowanego klamerkami na sutki i cytrusowo-korzennym zapachem, powracającym na kartach tej książki niczym czkawka u pijaka po grubym melanżu. Przy okazji Connor będzie biznesmenem z krwi i kości, nie znoszącym sprzeciwu również poza sferą seksu:

Jestem dominującym, inaczej: domem. To nie jest coś, czym się zajmuję, ale część tego, kim jestem. Dom to część mojej osobowości.
Później, jak się domyślacie, będzie seks, wiązanie, biczyk a’la Indiana Jones, na koniec wielka miłość i ślub, tadam... Opisy seksu wcale nie są dla mnie zmysłowe czy podkręcające atmosferę, wręcz przeciwnie, w wielu przypadkach dostałam ataku głupawego śmiechu, ot, choćby wówczas, gdy autorka opisuje, że Connor miał ochotę wylizać swej partnerce cipkę, ale „jak dżentelmen zapiął jej bluzkę”. Mam nadzieję, że nie na cipce. Przynajmniej nie nazywa jej „panną Larą” jak robił to niewydarzony profesor u Hooks, tylko po prostu „sub”.

Piętno - tom drugi
Piętno to druga część cyklu poświęconego rodzinie Donovanów i, jeśli spodziewacie się, że będzie tu cokolwiek nowego, to muszę was rozczarować. Owszem, mamy drugiego brata i drugą kobietę. Tylko drobny szczegół zakłóca ten rytm: są identyczni jak ci pierwsi.

Scena rozpoczyna się uroczym ślubem Lary i Connora, którzy po przetestowaniu kilku różnych pejczy odkryli, że darzą się uczuciem. Larę podczas ślubu najbardziej kręci złota obroża na szyi, którą założył jej Connor na znak poddaństwa, czego nie rozumie Sophia - organizatorka jej ślubu. Zaraz jednak zrozumie - dokładnie w momencie, gdy na jej pośladku wyląduje ręka Cade’a - drugiego z braci biznesowego rodu.

Cade również jest bohaterem stereotypowym, choć - tu trzeba oddać sprawiedliwość autorce - pokusiła się o nieco inny schemat. Cade jest bowiem nieślubnym synem Donovana seniora i dzieckiem miłości, to jego matkę bowiem kochał zawsze protoplasta rodziny. Jego ojciec zginął w wypadku samochodowym, auto zaś prowadził właśnie nasz nieślubny syn.

Śmierć ojca wypaliła na nim piętno, zniszczyła poczucie tożsamości w sposób, którego nadal nie potrafił pojąć. Zdawało się, ze tamto wydarzenie wysokim murem oddzieliło dawnego Cade’a od obecnrgo. Jako nastolatek i dwudziestoparolatek był nieco lekkomyślny. Szeptano, że nie zasługuje na swoje przywileje i to go dręczyło. Postanowił uciszyć te głosy i udowodnić, że jest coś wart. Żył ostro, chciał, by o nim słyszano; ryzykował niepotrzebnie, najpierw na rodeo, później na wyścigach motocyklowych, a w końcu też samochodowych. Gdy Jeffrey Donovan spoczął w grobie, Cade postanowił, że stanie się lepszym człowiekiem...
... i dlatego, moi państwo, stał się „aktywnym członkiem miejscowej społeczności BDSM”. Tak, nie dość, że bardzo rozbawiło mnie to, że na teksańskiej wsi istniała taka społeczność, to jeszcze fascynujący jest fakt, że „aktywne członkowstwo” oznaczało „bycie lepszym człowiekiem”. Zawsze sądziłam, że ludzie zwykle angażują się w pracę, albo rodzinę, albo działalność charytatywną... Ok, można, jak widać, różnie działać.

Poza tymi drobnymi szczegółami Cade niczym nie różni się od Connora, zaś Sophie w ogóle niczym nie różni się od Lary. Mało tego, obie pary mają ustalone dokładnie te same „słowa bezpieczeństwa”, zaś Cade tłumaczy Sophie zasady ich związku dokładnie tymi samymi zdaniami, które wykorzystywał jego brat w relacji z Larą. Podejrzewam, że rodzina Donovanów ma po prostu w obiegu taką instrukcję i procedury, których nauczyli się na pamięć i stąd ta zbieżność. Szkoda, że autorka o tym nie napisała, bo wyjaśniłoby to zabieg „kopiuj - wklej” na przestrzeni dwóch powieści. Z drugiej strony kompletnie nie odpowiada to na pytanie, kiedy Lara nauczyła Sophie, co się odpowiada w którym momencie... Hmm...

Oczywiście, mamy tu też happy end i również ułożony według schematu: Sophie stwierdza, że się zakochała, że nie może opierać tej relacji tylko na seksie, bo cierpi, Cade przyjeżdża do niej, przeprasza i żyją razem długo i szczęśliwie. Wspomnieć jednak muszę o wątku, którego mój umysł nie ogarnia.

Przepraszając Sophie, Cade mówi, że przeczytał raport z autopsji swego ojca, bo jej odejście tak nim wstrząsnęło i teraz się jej oświadczy. Sama zbitka jest dość ciekawa, jednak najbardziej zaskakujące jest to, że poza wstępną informacją narratora, że Cade prowadził samochód i że był nieślubnym synem, więc miał kompleks, w toku powieści nie ma najmniejszej nawet informacji, że ta trauma rzutuje na jego zachowania, że coś go dręczy, że nie może zbudować relacji z kobietą przez te przeżycia. Wręcz przeciwnie, jego BSDM jest tu budowaniem normalnej relacji i czymś kompletnie bezproblemowym. W sumie więc nie wiem, co autorka próbowała nam psychologicznie przekazać i gdzie ta trauma i jej przełamanie miało rzekomo być.

Boss - część trzecia
W ten sposób docieramy do części trzeciej pt. Boss, której bohaterem jest Nathan Donovan - trzeci z braci. Jego kochanką zaś jest Kelsey Lane - pracownica przejętego przez firmę Donovanów przedsiębiorstwa. Oczywiście, pojawią się także wzmianki na temat dwóch par zeswatanych na przestrzeni dwóch wcześniejszych tomów.

Komiczny jest konstrukt postaci Kelsey Lane, gdyż - oczywiście - jest ona kobietą nietuzinkową. Nieważne, że na początku książki pada informacja, iż zatrudniona była jako asystentka prezesa. „[...] pełni pani taką samą funkcję co członek ścisłego kierownictwa albo wiceprezes. Ma pani dyplom z... jak to się nazywa? Globalnego zarządzania energią” - zapyta Nathan i powyższa wypowiedź doskonale pokazuje jakim językiem mówią fachowcy - właściciele światowej korporacji, którzy nie potrafią zapamiętać prostego terminu, oraz z jaką swobodą w zakresie funkcji w firmie poczyna sobie autorka.
Poza tym nie napiszę wiele nowego. Boss to po raz kolejny przypomnienie historii rodziny, przypomnienie, kto w rodzinie jest kim, i przypomnienie zasad rządzących relacją BSDM. Nie ma tu żadnej nowej opowieści i, tak szczerze, autorka spokojnie mogła napisać jedną książkę zamiast tych trzech. To cały czas ta sama narracja, ta sama opowieść i ci sami bohaterowie. Nuda, sztampa i brak kreatywności!

Czy warto? Nie, nie warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz