Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 lutego 2021

Gdzieś na końcu świata z Jędrzejem Pasierskim - czytając "Kłamczucha"

 

Jeśli ktoś pyta mnie o ulubione serie kryminalne, bez wahania wymieniam na tej liście cykl książek Jędrzeja Pasierskiego. Nic dziwnego, że na czwartą część, zatytułowaną Kłamczuch, z sobowtórem Antoniego Macierewicza na okładce (taki żart, ale ma coś w sobie), bardzo czekałam. Przyznaję jednak szczerze, że nie od samego początku czułam się usatysfakcjonowana...

Akcja Kłamczucha zastaje znaną z wcześniejszych części Ninę Warwiłow w Beskidzie Niskim, gdzie planuje ona spędzić spokojny urlop w towarzystwie córki. Sielankę przerywa jednak znalezienie zwłok. Denatem jest Jan Barnaś - starszy człowiek, który od pewnego czasu nękał policjantkę teoriami spiskowymi i rzekomymi tajemnicami lokalnej społeczności. Gdy okazuje się, że mężczyzna został zamordowany, Warwiłow zastanawia się, co tak naprawdę wiedział...

Klasyczny kryminał

Brzmi dobrze? I dobrze jest. W związku z tym można zastanowić się, dlaczego nie od początku wciągnęłam się w lekturę. Prawdopodobnym powodem jest początkowe zwolnienie akcji, które towarzyszy czytelnikowi mniej więcej do połowy książki. Domyślam się, że chodziło o podkreślenie swoistej stagnacji i leniwego wypoczynku, mam jednak wrażenie, ze trwało to nieco zbyt długo. Przetrwałam ten moment jednak z czystej sympatii dla autora i nie żałuję, zachęcając do tego samego. Kiedy akcja rusza, rusza z kopyta i pełna jest nieoczekiwanych zwrotów. W kwestii wyjaśnienia sprawy miałam swoje typy, ale trafiłam tylko połowicznie.

Warto jednocześnie wspomnieć, że o to fabularne "spowolnienie" trudno mieć do Pasierskiego pretensje. Wielokrotnie mówił on o tym, że czuje się potomkiem Agathy Christie, której kryminały w dużej mierze opierają się przecież na takim właśnie spacerowaniu po brytyjskiej wsi i rozmawianiu z ludźmi. Znacząca jest choćby scena zebrania mieszkańców, w czasie którego Nina - niczym Poirot - omawia przebieg sprawy. Tutaj nie jest inaczej i - co więcej - jeśli już poznacie zakończenie, a następnie zaczniecie czytać Kłamczucha jeszcze raz, zrozumiecie, że każda z tych rozmów i obserwacji miała sens. Serdecznie polecam ponowną lekturę w celu sprawdzenia, jak to jest zrobione i co przegapiliście.

Wsi spokojna, wsi wesoła...

Przeglądając czytelnicze grupy, spotkałam się z jednym zarzutem stawianym Pasierskiemu. Krytyczna opinia sprowadzała się do stwierdzenia, że widać, iż autorem Kłamczucha nie jest kobieta, a postać Niny Warwiłow jest kompletnie niewiarygodna. Dowodem na taką tezę ma być fakt, iż policjantka z jednej strony nieustannie zachwyca się swoim dzieckiem i deklaruje miłość do niego, z drugiej jednak - zostawia Milę na całe dnie z zupełnie przypadkowymi ludźmi.

Mam wrażenie, że osoby, które doszły do takich konstatacji, nie czytały dość uważnie trzech wcześniejszych części cyklu. Gdyby to zrobiły, jasnym stałoby się, że niewiarygodne w przypadku Niny byłoby raczej przylepienie się do dziecka. Po drugie zaś, jako osoba przez znaczną część szczenięcych lat wychowana na wsi mogę śmiało stwierdzić, że tam tak po prostu jest.  Mnie Pasierski przekonuje!


Reasumując, zdecydowanie mogę lekturę Kłamczucha polecić wszystkim miłośnikom tradycyjnego kryminału. Nie ma tu flaków na wierzchu i plam krwi, sporo natomiast dedukcji i zbierania dowodów. Jedyna rada, na jaką mogę się jeszcze zdobyć: nie zniechęcajcie się początkowym bardzo powolnym rozwojem wydarzeń i nie omijajcie stron, bo każda z tych rozmów ma duże znaczenie.