Łączna liczba wyświetleń

środa, 20 lutego 2019

"Może maszyna zobaczy słowa, które nigdy nie padły z jej ust". Zoje Stage - Zła krew

wyd. Czarna Owca
Zacznę niestandardowo: a mnie się podobała ;) Z drugiej strony, pojawiające się tu i ówdzie zarzuty dotyczące kalibru powieści są słuszne. Okładkowa informacja, że Zła krew Zoje Stage jest thrillerem psychologicznym jest mocno przesadzona. Jeśli miałabym pokusić się o klasyfikację - czego zasadniczo nie lubię i doceniam wszystkie wymyki przed zasadami - to mówiłabym najchętniej o powieści obyczajowej z psychologicznym twistem.

"Wierzę iż są na świecie potwory zrodzone z ludzkich istot" - pisał Steinbeck i to w pewnym sensie kontynuacja tego przekonania. Z drugiej strony, nie sposób oprzeć się wrażeniu inspiracji filmem Omen. Poznajemy historię rodzinną. Suzette jest szczęśliwą żoną i... matką, nieco mniej spełnioną. Pierwsze problemy zapowiedziane przez nią samą wydają się być zwykłymi rodzicielskimi dylematami: dziecko nie mówi, pomimo że rozwija się świetnie, woli tatusia... Niebawem okaże się, że to tylko wierzchołek góry lodowej, a logopeda w niczym tu nie pomoże. Dziewczynka ewidentnie próbuje pozbyć się mamy. Kompleks Elektry? Tak, ale nieco bardziej demoniczny niż w wariancie klasycznym.

To nie jest Steibeck! Narracja jest prosta, ale mocną stroną autorki zdecydowanie jest umiejętne zbudowanie napięcia. Ciekawym pomysłem - rzadko przeze mnie lubianym, a tu bardzo potrzebnym - jest rozbicie opowieści na dwa punkty widzenia: mamy i córki. Sposób Zbudowania całości pozwala na utrzymanie czytelnika w napięciu. Zawiodło mnie trochę zakończenie, z drugiej jednak strony otwiera książkę na następną część, po którą chętnie sięgnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz