źródło: Netflix |
O książce Shirley Jackson, na której bardzo luźno bazuje serial, pisałam tutaj. To pewnie jedna z niewielu sytuacji, w której stwierdzam, że filmowa odsłona jest lepsza od literackiego wzorca. Trzeba jednak przyznać, że nawiązania tutaj są bardzo swobodne, co niewątpliwie może być przyczyną takiego stanu rzeczy.
W serialu poznajemy historię rodzinną. Ojciec i matka zajmują się odremontowywaniem dawnych domostw oraz późniejszą sprzedażą z zyskiem. Na czas prac wszyscy przenoszą się do budynku, stanowiącego arenę działań. Tak też jest i tym razem, któż jednak mógłby przypuszczać, że sześcioosobowa rodzina nie zamieszka tu sama...
Są tutaj zjawy i niepokojące wydarzenia. Takie filmy działają na mnie i moją wyobraźnię znacznie bardziej niż książki o nawiedzonych domach, które mogę czytać bez żadnych niepokojących emocji. Netflixowy serial nie powoduje jednak u mnie odruchu spania przy zapalonym świetle. Dlaczego? Ano dlatego, że - w mojej opinii - nie jest typowym horrorem. Serial spokojnie możemy potraktować jako dzieło psychologiczne, a przedstawiane wydarzenia najczęściej sprowadzają się do prostej myśli, że najgorsze demony i pułapki tkwią w naszych głowach. Kumulują się tam wspomnienia, blokady, dręczące i niezałatwione sprawy... Dla mnie: serial - bomba... Doskonale opracowane pod względem psychologicznym postaci (znacznie lepiej niż w powieści), interesująco pokazane relacje przyczynowo-skutkowe, a wreszcie fantastyczne dawkowanie emocji, dzięki ułożeniu fabuły na zasadzie wydarzenie obecne - retrospekcja z nim związana.
Ja polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz