Łączna liczba wyświetleń

sobota, 25 kwietnia 2020

Morfina w latach 60. "Irma" Marcina Gryglika


Literatura polska, literatura retro... Irma Marcina Gryglika to książka, przenosząca czytelnika do Polski lat 60. Czasy Gomułki, totalitaryzmu, szpicli i szczególnego rodzaju społeczności artystycznej. To ta ostatnia interesuje autora najbardziej...

Zygmunt Weber - znakomity reżyser, pupilek reżimu, a przy okazji bardzo mierny człowiek. Oto nasza ofiara. Znaleziony zostaje martwy na planie najnowszego filmu o Adamie Mickiewiczu, a ponieważ w środowisku artystycznym próżno szukać jego entuzjastów - poza tymi pozornymi - podejrzanych jest całe mnóstwo. Milicji w śledztwie pomóc ma tytułowa Irma - aktorka piękna, utalentowana i, niestety, z pewnymi zasadami.

Marcin Gryglik w posłowiu do książki pisze, że absolutnie nie rości sobie prawa do portretowania epoki, nie należy więc jego książki w taki sposób odczytywać. W centrum zainteresowania stoi natomiast społeczność artystów, jednej z ciekawszych ówczesnych grup społecznych. Kreacje bohaterów są zresztą największą siłą Gryglika: postaci wyraziste, pełne charakteru i zróżnicowane.

Nieco większy problem miałam z akcją: w pewnym momencie autor odszedł od warstwy kryminału i śledztwa na rzecz czystej obyczajówki. Była ona na tyle statyczna, że trudno było mi się przez nią przedrzeć. Trudno wszak oczekiwać drugiej Szczupaczyńskiej (o niej niebawem, bo aż nieprawdopodobne, że do tej pory się nie pojawiła). Mamy na szczęście całkiem sprawny plot twist. Całość wieńczy swoisty morał, trochę wpadający w truizm: nie każdy Niemiec jest zły, nie każdy Polak dobry, dobry milicjant i zły milicjant to kategorie niejednoznaczne, nie łatwe do podsumowywania... 

Czy czytać? Tak, rekomenduję czytać, choć Irma nie jest ani arcydziełem, ani majstersztykiem. Mimo to uznaję ją za całkiem solidny balkonowy umilacz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz