Łączna liczba wyświetleń

środa, 16 maja 2018

Jeśli biografia, to właśnie taka. "Amundsen. Ostatni Wiking"

wyd. Czwarta Strona
Roald Amundsen zapisał się w historii jako pierwszy człowiek, który dotarł na biegun południowy. Paradoksalnie jednak podróżnik nie uważał tego właśnie osiągnięcia za swój największy wyczyn.

Był osobą, która w sposób doskonały wyrażała postawę dzisiaj określaną mianem przełamywania barier. Prawdziwym celem było dla niego przezwyciężanie swoich słabości, zarówno fizycznych, jak i mentalnych i psychicznych. Podróżnicze plany opracowywał jak z dokładnością właściwą strategiom wojennym. Daleki jego myśleniu był wszelki romantyzm i dorabianie ideologii. Uznawał siebie przede wszystkim za osobę racjonalną i tam, gdzie - jego zdaniem - zawieść mogło wszystko, umysł musiał trzymać poziom. Pewnie dlatego dotarł w najbardziej nieprzyjazne i surowe zakątki świata.

Nazywano go „ostatnim z Wikingów”, „Białym Orłem” lub „Napoleonem strefy podbiegunowej”. Wyróżniał się posturą, pewnością siebie i zmrużonymi od wiecznego słońca, bystrymi oczami. Żył w werwą i pasją.

Czas Amundsena - początki XX wieku - to epoka przedtelewizyjna i przedinternetowa. Mimo to Roald samodzielnie wykreował się na osobowość ówczesnego życia publicznego (by nie rzec: celebrytę). W ciągu 20 lat działalności podróżnika sam New York Times poświęcił wyłącznie jemu ponad 400 artykułów, z których część w dzisiejszej rzeczywistości mogłaby trafić na portal plotkarski. Z kim spotykał się Amundsen? Jaką opinię wyrażał na dany temat? Jak wyglądało jego życie uczuciowe? To wszystko było istotne. W tym kontekście przyznać trzeba, że Amundsen wiedział jak wykorzystać zainteresowanie tłumów. Mimo to przez większość swojej kariery balansował na granicy bankructwa, a wierzyciele ścigali go nawet na oficjalnych uroczystościach i rautach. Zawsze jednak regulował długi. Honor był wartością, której bronił do końca.

Stephen Bown, bazując na wspomnieniach samego Amundsena w formie dzienników, listach, materiałach prasowych i relacjach innych osób, z ogromną starannością kreśli ścieżki przebyte przez naszego bohatera. Nie koncentruje się jednak wyłącznie na aspektach geograficznych, choć stanowią one konkretną część publikacji. Autor przywołuje szereg dowodów na to, że ludzie kochali Amundsena, choć wrogów również mu nie brakowało. Za lojalność odpłacał zawsze lojalnością. Z szacunkiem traktował Inuitów i tego samego oczekiwał od swojej załogi. Z drugiej strony, zdarzyło się, że bez oporów zjadł własne psy zaprzęgowe. Jego wyprawy, tak drobiazgowo opisane w książce, to dowód, iż otaczał się wyłącznie najlepszymi ludźmi i robił wszystko, aby nic ich nie niepokoiło, nawet jeśli on sam narażał się przez to na nieprzyjemności.

Według relacji przyjaciół „ostatniego Wikinga” nie sposób było jednak namówić go do zrobienia czegoś, na co nie miał ochoty. Paradoksalny w tym kontekście wydaje się więc fakt, że zaginął, podążając na ratunek człowiekowi, którego nienawidził. Ów mężczyzna, Umberto Nobile zbagatelizował ostrzeżenia meteorologiczne i doprowadził do katastrofy sterowca nad Arktyką. Ostatecznie członków jego wyprawy uratowała załoga radzieckiego lodołamacza. Ciała Amundsena nigdy nie odnaleziono.

Gorąco polecam książkę Bowna. Napisaną w formie typowej biografii książkę czyta się jak najlepszą powieść przygodową. Dokładność opisu, fakty i daty nie nużą, wręcz przeciwnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz