Łączna liczba wyświetleń

środa, 5 września 2018

"A z okien lała się krew...". O "Karecie" słów kilka

wyd. WAB
Lubię kryminały retro. Lubię też klimat niesamowitości. Z tych właśnie przyczyn Kareta Marty Giziewicz bardzo wpasowała się w moje czytelnicze skłonności, choć nie ukrywam, że pozostał pewien niedosyt.  Jest to jednak pierwsza książka Giziewicz, liczę więc na tendencję zwyżkową.

Mamy połowę XIX wieku. Warszawa. Konrad Masternowicz jest jednym z nielicznych Polaków zatrudnionych w rosyjskiej administracji. Z tej przyczyny podejrzewa się go o różnego rodzaju ciemne sprawki, a - przyznać trzeba - jego zachowanie również nie zachęca otoczenia do nawiązania bliższej znajomości. Nieoczekiwanie nasz bohater stanie wobec konieczności rozwiązania zagadki śmierci. Dzień po uroczystym otwarciu Hotelu Europejskiego na ulicy, w wypadku komunikacyjnym, jak byśmy dzisiejszymi słowami powiedzieli, ginie arystokratka znana ze swojej filantropijnej działalności. Informacje na temat wydarzenia dostarczane przez świadków nie ułatwią Masternowiczowi odpowiedzi na pytanie, co tak naprawdę się wydarzyło:

To była taka piękna kareta. Duży powóz, proszę pana, z drzwiami i oknami. Pomalowany na czarno, a na bokach miał czerwone kwiaty. [...] Powóz pędził strasznie, a jak przejeżdżał koło hotelu, to, peoszę pana, zrobiło się tak zimno, że członki drętwiały, a włosy stawały dęba. [...] powóz nie był prawdziwy, to się przeraziłem. [...] On przemieszczał się, ale jego koła stały nieruchomo, a z przodu nie było koni, tylko obłok, który ciągnął powóz. A z okien, proszę pana, lała się krew!
Kareta stanowi zapis wspomnień samego Masternowicza oraz relacji świadków przez niego przesłuchiwanych oraz osób zaangażowanych w jego działania. Momentami jednak autorka ucieka od czystych relacji, które śledczy tworzył na potrzeby swoich przełożonych, wnikając w uczucia, myśli i analizy samego Konrada. Dla mnie to poważna niekonsekwencja. Stopniowo też coraz więcej zależy od osobistych relacji głównego bohatera, który na początku został nam przedstawiony jako stroniący od tłumów, nieco zdziwaczały introwertyk. Później okazuje się, że jego życie towarzyskie wcale nie jest tak skąpe, jak próbowano nam to wmówić na początku powieści.

Sama lektura, nawet po wkalkulowaniu pewnej nieporadności Masternowicza, jest ciekawa i nie przeszkadzają mi nawet wątki wampiryczne i paranormalne. Wampir nie świeci, stojąc w pełnym słońcu, a informacje na ten temat są bliskie naszej kulturze i obyczajowości, dlatego całość pozostaje spójna. Zakończenie trochę mnie rozczarowało, jednak na pewno sięgnę po kolejną część cyklu Marty Giziewicz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz