wyd. Uroboros |
Wiele dobrego słyszałam o tej książce. Dożywocie, zdaniem
osób, które mi je polecały, miało śmieszyć, bawić, urzekać ciepłem... Niestety,
na mnie tak nie podziałało.
Pierwsze
wrażenie z lektury było pozytywne. Bardzo podobał mi się język, którym
posługuje się Marta Kisiel. W zasadzie tę opinię mogłabym podtrzymać aż do
ostatniej kartki książki. Niestety, na tym w zasadzie mogłabym listę plusów
zakończyć. Ów rzekomo „porażający humor” nie znalazł we mnie swojego odbiorcy.
Uśmiechnęłam się parę razy, a i owszem, jednak w żaden sposób nie poczułam się
wciągnięta w świat przedstawiony.
Mimo to
uważam, że Dożywocie jest książką sprawnie napisaną, nie znajdziemy tutaj
żadnych językowych baboli czy niezręczności. W to miejsce autorka serwuje nam
odwołania literackie czy nawiązania do znanych powiedzonek. Natomiast
kompletnie nie jest to moje poczucie humoru, mimo że zdaniem niektórych jest
bardzo „Chmielewskie”. Bohaterowie: ani ci realni, ani bardziej fantastyczni
nie przekonali mnie do siebie w żadnym stopniu. Tylko Licho mi podpasował
(podpasowało?) i obdarzyłam go (je) dawką sympatii.
Prawdopodobnie
zabrakło mi tu fabuły z prawdziwego zdarzenia. Proszę nie zrozumieć mnie źle:
jakaś akcja tutaj jest, jednak mało angażująca. Dla mnie humor, nawet jakby był
w moim typie, dla samego humoru to trochę za mało, aby uznać lekturę za udaną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz