Łączna liczba wyświetleń

piątek, 13 lipca 2018

Całe szczęście, że rok nieprzestępny! "365 dni" Blanki Lipińskiej

wyd. Edipresse Książki
Kiedy zobaczyłam fragment 365 dni na grupie czytelniczej, wiedziałam, że to jest coś, co muszę przeczytać w ramach mojego upodobania do czytelniczego masochizmu. Całe szczęście, że istnieje Legimi - nie musiałam kupować książki, tylko jednym klikiem pobrać ją w formie elektronicznej. Po lekturze mam wyłącznie taką refleksję, że całe szczęście Blanka Lipińska nie zdecydowała się na osadzenie akcji w roku przestępnym, bo powieść byłaby jeszcze dłuższa.

Okładka zapowiada nam genialne zestawienie 50 Twarzy Grey'a i Ojca chrzestnego. Mogę się do tego porównania odnieść. Jestem prawdopodobnie jedyną osobą na świecie, która przeczytała Ojca chrzestnego, a nie oglądała filmu. Omawiany tytuł nie ma nic wspólnego z odniesieniem przywołanym sprytnie przez wydawcę, może poza faktem, że przystojny mafioso co jakiś czas pakuje komuś kulkę w głowę. Co do skojarzeń z Grey'em... Cóż, powieść E.L. James jest lepsza, a trzeba Wam wiedzieć, że nie jestem fanką. Do rzeczy...

Pierwszym bohaterem 365 dni jest Massimo - młodziutki szef mafijnej rodziny, jednocześnie biznesmen, cierpiący na bardzo przykrą chorobę, polegającą na tym, że penis sam wyskakuje mu ze spodni (proszę wybaczyć dosadność, ale autorka używa jeszcze gorszych określeń). Drugą bohaterką jest Laura, którą ów Massimo uprowadza w czasie jej wakacyjnego relaksu. Wszystko przez to, że kilka lat temu, wskutek wypadku, jego serce zatrzymało się na kilka minut i wówczas ujrzał kobietę. Ubzdurał sobie, że ona istnieje, kazał namalować portret z pamięci, a teraz - szczęśliwie - rozpoznał ją w Laurze. Postanawia ją porwać i oczekuje, że dziewczyna zostanie z nim na rok i spróbuje go pokochać. Już w pierwszej rozmowie uspokaja Laurę, mówiąc, że nie będzie jej do niczego zmuszać i może odejść, jeśli tego chce, choć - jeśli się na to zdecyduje - Massimo zabije  jej rodzinę. Oczywiście, nie wywiera w ten sposób żadnej presji, skądże znowu. Dobre serce Massima musi wywrzeć na dziewczęciu ogromne wrażenie, gdyż dwie kartki po tym, gdy mówi o swoim "śmiertelnym przerażeniu sytuacją", dochodzi do wniosku, że skoro i tak nie może uciec, to chociaż się zabawi w łóżku. Tyle, jeśli chodzi o jakikolwiek szacunek.

Nie sam seks w książce jest jednak problemem. Poza nim właściwie nie ma tu akcji. W przerwach pomiędzy opisami łóżkowymi autorka raczy scenkami, w których Laura obserwuje z okna swojego właściciela, pakującego komuś kulkę w łeb (czyżby Ojciec chrzestny). Mamy tu też sporo opisów opalenizny Laury, jej ubrań, biżuterii, makijażu, nazw perfum używanych przez więzioną.

Powieść Lipińskiej przede wszystkim jest nieudolna. Autorka operuje mnóstwem stereotypów, jak chociażby tym, że przeciętny Włoch jest wysoki. Nie jest, o czym przekonał się każdy, kto Italię odwiedził. Ten zaś, kto nie odwiedził, mógł wyszukać dane statystyczne w Google w 16 sekund (tyle dokładnie mi to zajęło: https://imgur.com/SyRrY0w). Stereotypem też jest przemycane w niemal każdym rozdziale stwierdzenie: "Lauro, jesteś taka nieposłuszna, aż dziwne, że nie jesteś Włoszką", "Jakim cudem nie jesteś Włoszką. To nie jest słowiański temperament" itd. Lipińska ewidentnie ma jakiegoś hopla na tym punkcie.

Drugim minusem jest widoczna nieporadność językowa. Za każdym razem, gdy autorka pisze o tym, że Massimo miał ogromne usta, widzę mężczyznę z twarzą jednej z sióstr Godlewskich. Język polski ma wiele określeń, którymi można wyrazić to zręczniej, ale autorka za każdym razem prowokuje mnie do śmiechu. Interesująca jest też gradacja językowa: "Chcę cię mieć i posiadać". Rozbawiła mnie informacja, że Massimo ma penisa grubości przedramienia dziewczyny, choć może nie miało to być wcale zabawne...

Trzecim minusem wreszcie jest zakończenie: tak sztampowe, że aż zęby bolą. Kto czytał Grey'a, domyśla się, jakie ono może być. 

Generalnie więc nie polecam, chyba, że dla masochistycznej rozrywki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz