Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 1 lipca 2018

Lepiej nie będzie?

zdjęcie za: lubimyczytac.pl
Janusza Brzozowskiego poznałam już przy okazji lektury Oranżerii rodziny Williamsów. Nie podobało mi się zupełnie i, niestety, w drugiej powieści autora nie jest lepiej w żadnym elemencie pisarskiego rzemiosła.

Tym razem Tuppence i Tommy Beresford, których z niezrozumiałych przyczyn Brzozowski nazwał Anną i Piotrem Balickimi - Polakami mieszkającymi w Australii, otrzymują zlecenie rozwikłania sprawy morderstwa dokonanego na tasmańskiej plantacji winorośli. Autor obiecuje rodzinne tajemnice, sekrety i milion dolarów, tylko nie wiemy, czy australijskich, czy amerykańskich.

Zamiast tego po raz kolejny dostajemy garść nieudolnej narracji i drewnianych dialogów. Autor do tego stopnia nie ma pomysłu na wprowadzenie czytelnika w klimat opowieści, że czyni to za pomocą dialogu właśnie. Oto Anna otwiera list z Tasmanii od Maggi Klombach, która zaprasza ich na swój ślub. Przy tej okazji Piotr pyta żonę, skąd właściwie zna Maggi i tu dostajemy kilka stron dialogu... Mężczyzna wypytuje o szczegóły rodzinne, a Anna cofa się do króla Ćwieczka, czyli czasów, gdy rodzina Klombachów uprawiała winorośl na Ukrainie, by potem robić to samo w Australii...

Choć wyżej przywołałam postaci Tuppence i Tommy’ego, dodać muszę, że Brzozowski tym razem postanawia nawiązać też do postaci Sherlocka Holmesa, przywołując go z nazwiska, a może i Herculesa Poirota, sięgając po znany miłośnikom tych dwóch detektywów motyw rywalizacji pomiędzy prywatnymi detektywami a policją (choć tutaj akurat policjant jest dość przyjaźnie nastawiony do pomocy ze strony Anny i Piotra). Nadal nie potrafię zrozumieć, po kiego grzyba autor przeniósł miejsce akcji do Australii, czyniąc tak wyraźne aluzje pod kątem kryminału brytyjskiego.

Litościwie pomijam niewiarygodność językową. Anglojęzyczni bohaterowie w Australii używają określeń typu „wygwizdów”.

Jeśli czytać, to na własną odpowiedzialność. Ja nie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz