Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 22 kwietnia 2018

Naśladownictwo nigdy nie kończy się dobrze...


Oczywiście to moja skromna opinia... Oranżeria rodziny Williamsów jest też potwierdzeniem tezy, że wydanie książki własnym sumptem nie wróży nic dobrego...

Singleton leży w Zachodniej Australii. To tu na odczytanie testamentu swojego wuja przybywa Cassandra Williams. Okazuje się, że temat będzie dla rodziny proroczy i pociągnie za sobą kolejne zaginięcia członków rodziny, w konsekwencji zaś dziwne zgony. Z pomocą Cassandrze przybędzie para polskich detektywów, Piotr i Anna.

Autorowi przede wszystkim zabrakło konsekwencji. Rodzina Williamsów jest wszak anglojęzyczna, lecz o ile wszyscy noszą imiona właściwe dla tego języka, o tyle nic nie stoi na przeszkodzie, by najmłodszą z rodu dziewczynkę określać na wskroś polsko - Izabelka. O ile w przypadku tłumaczenia można zrzucić to na karb niespójności w tłumaczeniu, o tyle tutaj wynika to z zasad bliżej nieokreślonych.

W klimacie książki kompletnie nie czuć również Australii. Czytając książkę, mam zresztą wrażenie, że autor wzorował się na dworkach opisanych w powieści Agathy Christie, zaś akcję przeniósł na inny kontynent tylko po to, aby wtórności względem królowej brytyjskiego kryminału mu nie zarzucano. Uważna lektura daje zresztą pewne potwierdzenie tych spekulacji:

- Proszę mi wybaczyć, że spytam, ale pana akcent świadczy, że nie jest pan rodowitym Australijczykiem - David Jenkins odłożył sztućce i wytarł twarz serwetką.
- Żona, jak i ja pochodzimy z Polski. Myślę, że jesteśmy już w tym wieku, że niemożliwe jest pozbyć się polskiego akcentu, czego zresztą wcale nie chcemy ani nie pragniemy.
- No, tak, oczywiście. Upodabnia się pan, jednym słowem, do słynnego Poirota z książek Agathy Christie.
 Rozwieję wasze wątpliwości. Nie wiadomo w czym się upodabnia (żartuję, wiem, że chodzi o Mon amie...). Oczywiście, autor próbuje prowadzić przesłuchanie na podobnych zasadach, wypytuje mieszkańców posiadłości jak długo idzie się na plażę, po czym przelicza to na wersję wydarzeń podawaną przez kolejne przesłuchiwane osoby, jednak do mistrzostwa Agathy wiele mu brakuje. Nie wiem również, do czego potrzebne jest mu przeniesienie akcji do Australii oraz nazwanie bohaterów zagranicznymi imionami i nazwiskami. Wydarzenia spokojnie mogłyby się rozgrywać na Mazurach nad Zalewem..

Dla mnie kiepska próba wpasowania się w klimat brytyjskiego kryminału, z aspiracjami na australijski, a tak naprawdę żaden. Do poczytania, ale nic poza tym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz