Oczywiście to moja skromna opinia... Oranżeria rodziny Williamsów jest też potwierdzeniem tezy, że wydanie książki własnym sumptem nie wróży nic dobrego...
Singleton leży w Zachodniej Australii. To tu na odczytanie
testamentu swojego wuja przybywa Cassandra Williams. Okazuje się, że temat
będzie dla rodziny proroczy i pociągnie za sobą kolejne zaginięcia członków
rodziny, w konsekwencji zaś dziwne zgony. Z pomocą Cassandrze przybędzie para
polskich detektywów, Piotr i Anna.
Autorowi
przede wszystkim zabrakło konsekwencji. Rodzina Williamsów jest wszak
anglojęzyczna, lecz o ile wszyscy noszą imiona właściwe dla tego języka, o tyle
nic nie stoi na przeszkodzie, by najmłodszą z rodu dziewczynkę określać na
wskroś polsko - Izabelka. O ile w przypadku tłumaczenia można zrzucić to na
karb niespójności w tłumaczeniu, o tyle tutaj wynika to z zasad bliżej nieokreślonych.
W
klimacie książki kompletnie nie czuć również Australii. Czytając książkę, mam
zresztą wrażenie, że autor wzorował się na dworkach opisanych w
powieści Agathy Christie, zaś akcję przeniósł na inny kontynent tylko po to,
aby wtórności względem królowej brytyjskiego kryminału mu nie zarzucano. Uważna
lektura daje zresztą pewne potwierdzenie tych spekulacji:
- Proszę mi wybaczyć, że spytam, ale pana akcent świadczy, że nie jest pan rodowitym Australijczykiem - David Jenkins odłożył sztućce i wytarł twarz serwetką.- Żona, jak i ja pochodzimy z Polski. Myślę, że jesteśmy już w tym wieku, że niemożliwe jest pozbyć się polskiego akcentu, czego zresztą wcale nie chcemy ani nie pragniemy.- No, tak, oczywiście. Upodabnia się pan, jednym słowem, do słynnego Poirota z książek Agathy Christie.
Rozwieję
wasze wątpliwości. Nie wiadomo w czym się upodabnia (żartuję, wiem, że chodzi o
Mon amie...). Oczywiście, autor
próbuje prowadzić przesłuchanie na podobnych zasadach, wypytuje mieszkańców
posiadłości jak długo idzie się na plażę, po czym przelicza to na wersję
wydarzeń podawaną przez kolejne przesłuchiwane osoby, jednak do mistrzostwa
Agathy wiele mu brakuje. Nie wiem również, do czego potrzebne jest mu
przeniesienie akcji do Australii oraz nazwanie bohaterów zagranicznymi imionami
i nazwiskami. Wydarzenia spokojnie mogłyby się rozgrywać na Mazurach nad Zalewem..
Dla
mnie kiepska próba wpasowania się w klimat brytyjskiego kryminału, z
aspiracjami na australijski, a tak naprawdę żaden. Do poczytania, ale nic poza
tym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz