wyd. Psychoskok |
Pewnie miała to być powieść sensacyjno-przygodowa z
inkaskimi legendami w tle. Autorka jednak pożeniła to z wątkiem miłosnym i
odrobiną fantasy, co stworzyło rozczarowujący koktajl.
Książka
opiera się na prawdziwej legendzie, przy całym absurdzie tego sformułowania,
którą z całą pewnością znają osoby zainteresowane historią polskich miejsc. O
zamek w Niedzicy będzie szło...
Jeśli
ktokolwiek cokolwiek o tym miejscu czytał, wie zapewne, że legenda opiera się
na życiu właściciela niedzickiego zamku Sebastiana Berzeviczy. Jego biografia
mogłaby być genialnym materiałem na powieść awanturniczą, dla książki Kalety
jednak najistotniejszy jest fakt, iż - po wielu licznych wydarzeniach - ów człowiek
trafił do Peru, gdzie ożenił się z rdzenną mieszkanką o szlacheckim pochodzeniu
i doczekał się córki. Owa córka poślubiła z kolei syna wodza powstania
antyhiszpańskiego, Tupaca Amaru. Gdy powstanie upadło, Sebastian oraz jego
córka z mężem i synkiem uciekli do Włoch. Tam jednak Tupaca spotkała śmierć,
pozostali zaś uciekli do Polski, do Niedzicy właśnie. Po latach w Niedzicy
pojawił się z pismem węzełkowym w ręku Andrzej Benesz - potomek Tupaca, który
chciał podjąć próbę odnalezienia skarbu Inków.
Ta
właśnie historia, po zmianie imion i nazwisk bohaterów jest opowiedziana w
powieści Kalety. W Niedzicy pojawia się bowiem pani archeolog ze swoim
dziesięcioletnim synem, władającym językiem keczua. Ma ona odnaleźć trumnę inkaskiej księżniczki i raz na zawsze potwierdzić lub zaprzeczyć jej
istnieniu. Pani archeolog i towarzyszącej jej ekipie przeszkadzać będzie
specjalna komórka SB, która równolegle otrzymała zlecenie odnalezienia złota w
niedzickim zamku. Trochę wam zaspoileruję, ale dopowiem, że SB przez cały czas
natrać będzie na przeszkody, które ich zamiar zrujnują. Na pomoc ruszy nawet
niedźwiedzica. Miłość zaś, finalnie, zwycięża wszystko, a sprzyjać jej będzie
nawet wszechświat.
To
chyba w książce Kalety przeszkadzało mi najbardziej. Kiedy akcja zapętliła się
zbyt mocno, a bohaterowie utknęli w sytuacji bez wyjścia, rozwiązanie, jakie
podsuwała autorka było z kategorii nadprzyrodzonych. Ja zaś nie jestem
zwolenniczką takiego rozwiązywania wątków. Przez całą lekturę miałam wrażenie,
że Duchy Inków są książką wybitnie nielogiczną, a dużo już dzieł logiki
pozbawionych przeczytałam.
Autorka
parę razy potknęła się na historii i to wcale nie tej związanej z Inkami (tu
research okazał się prawidłowy), ale na tej nowszej. Akcja powieści osadzona
jest bowiem w 80. latach XX wieku, pewne zaś sytuacje, sformułowania czy
wydarzenia nie mogły wówczas mieć miejsca. Sam sposób obrazowania bohaterów
jest schematyczny i szkodliwy dla fabuły. Ciągle przedstawianie funkcjonariuszy
SB jako grupy niesamodzielnych kretynów przywodzi na myśl komedie klasy B,
gdzie opryszkowie potykają się o własne buty i nie są żadnym przeciwnikiem dla
postaci, z którymi powinniśmy, zdaniem autora, sympatyzować.
Książkę
można przeczytać, jeśli lubicie nieprawdopodobne i nietrzymające się kupy
książki. Jeśli jednak wiecie cokolwiek na temat Niedzicy i Czorsztyna, albo
chcielibyście poczytać coś naprawdę wciągającego o tej historii, darujcie sobie
opowieść Kalety. Nie znam jednak żadnej książki, która traktowałaby temat tak, jak na to zasługuje, więc jeśli ktoś ma tytuł godny uwagi, dajcie znać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz