Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 24 kwietnia 2018

Ani legenda, ani romansidło...

wyd. Psychoskok
Pewnie miała to być powieść sensacyjno-przygodowa z inkaskimi legendami w tle. Autorka jednak pożeniła to z wątkiem miłosnym i odrobiną fantasy, co stworzyło rozczarowujący koktajl.

Książka opiera się na prawdziwej legendzie, przy całym absurdzie tego sformułowania, którą z całą pewnością znają osoby zainteresowane historią polskich miejsc. O zamek w Niedzicy będzie szło...

Jeśli ktokolwiek cokolwiek o tym miejscu czytał, wie zapewne, że legenda opiera się na życiu właściciela niedzickiego zamku Sebastiana Berzeviczy. Jego biografia mogłaby być genialnym materiałem na powieść awanturniczą, dla książki Kalety jednak najistotniejszy jest fakt, iż - po wielu licznych wydarzeniach - ów człowiek trafił do Peru, gdzie ożenił się z rdzenną mieszkanką o szlacheckim pochodzeniu i doczekał się córki. Owa córka poślubiła z kolei syna wodza powstania antyhiszpańskiego, Tupaca Amaru. Gdy powstanie upadło, Sebastian oraz jego córka z mężem i synkiem uciekli do Włoch. Tam jednak Tupaca spotkała śmierć, pozostali zaś uciekli do Polski, do Niedzicy właśnie. Po latach w Niedzicy pojawił się z pismem węzełkowym w ręku Andrzej Benesz - potomek Tupaca, który chciał podjąć próbę odnalezienia skarbu Inków.

Ta właśnie historia, po zmianie imion i nazwisk bohaterów jest opowiedziana w powieści Kalety. W Niedzicy pojawia się bowiem pani archeolog ze swoim dziesięcioletnim synem, władającym językiem keczua. Ma ona odnaleźć trumnę inkaskiej księżniczki i raz na zawsze potwierdzić lub zaprzeczyć jej istnieniu. Pani archeolog i towarzyszącej jej ekipie przeszkadzać będzie specjalna komórka SB, która równolegle otrzymała zlecenie odnalezienia złota w niedzickim zamku. Trochę wam zaspoileruję, ale dopowiem, że SB przez cały czas natrać będzie na przeszkody, które ich zamiar zrujnują. Na pomoc ruszy nawet niedźwiedzica. Miłość zaś, finalnie, zwycięża wszystko, a sprzyjać jej będzie nawet wszechświat.

To chyba w książce Kalety przeszkadzało mi najbardziej. Kiedy akcja zapętliła się zbyt mocno, a bohaterowie utknęli w sytuacji bez wyjścia, rozwiązanie, jakie podsuwała autorka było z kategorii nadprzyrodzonych. Ja zaś nie jestem zwolenniczką takiego rozwiązywania wątków. Przez całą lekturę miałam wrażenie, że Duchy Inków są książką wybitnie nielogiczną, a dużo już dzieł logiki pozbawionych przeczytałam.

Autorka parę razy potknęła się na historii i to wcale nie tej związanej z Inkami (tu research okazał się prawidłowy), ale na tej nowszej. Akcja powieści osadzona jest bowiem w 80. latach XX wieku, pewne zaś sytuacje, sformułowania czy wydarzenia nie mogły wówczas mieć miejsca. Sam sposób obrazowania bohaterów jest schematyczny i szkodliwy dla fabuły. Ciągle przedstawianie funkcjonariuszy SB jako grupy niesamodzielnych kretynów przywodzi na myśl komedie klasy B, gdzie opryszkowie potykają się o własne buty i nie są żadnym przeciwnikiem dla postaci, z którymi powinniśmy, zdaniem autora, sympatyzować.

Książkę można przeczytać, jeśli lubicie nieprawdopodobne i nietrzymające się kupy książki. Jeśli jednak wiecie cokolwiek na temat Niedzicy i Czorsztyna, albo chcielibyście poczytać coś naprawdę wciągającego o tej historii, darujcie sobie opowieść Kalety. Nie znam jednak żadnej książki, która traktowałaby temat tak, jak na to zasługuje, więc jeśli ktoś ma tytuł godny uwagi, dajcie znać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz