wyd. Media Rodzina |
Ależ ja się męczyłam przy tej lekturze! Spodziewałam się, że
będzie intrygująco i na moim dobrym nastawieniu się skończyło. Mimo wszystko czytanie kontynuowałam, bo z pewnych względów liczyłam, że warto.
W noc
letniego przesilenia w norweskiej wsi Eidsborg znika badaczka folkloru.
Trzydzieści lat później w tym samym miejscu przepada studentka. Ją również
interesowały obyczaje miejscowych, w szczególności zaś rytuał z posągiem
niejakiego Nikulusa w roli głównej. Szczęśliwy traf chce, że we wsi pojawia się
akurat prywatny detektyw, Max Fjellanger, chcący dowiedzieć się czegoś więcej o
niespodziewanym samobójstwie swojego przyjaciela. Oczywiście, w okoliczności
śmierci nie wierzy. Przy okazji jednak wchodzi w kooperację z bibliotekarką i
miłośniczką kryminałów, aby odkryć tajemnicę dziwnych zaginięć kobiet.
Zdaję
sobie sprawę, że teraz, gdy z grubsza opisuję fabułę, może to brzmieć
interesująco. Ja, po przeczytaniu notki z tyłu okładki, również spodziewałam
się więcej. Problem polega na tym, że Obrączka diabła jest przeraźliwie niemrawa.
Wątki związane z ludowością, tradycjami, z oryginalnym i nie do końca uznawanym
przez Kościół kultem świętych są nawet interesujące i sprawiły, że chciałabym
doczytać więcej na ich temat, jednak sposób wykonania skutecznie popsuł efekt.
Śledztwo polega głównie na tym, że bohaterowie chodzą, rozmawiają z ludźmi,
rozmawiają między sobą, później znowu chodzą... i może w połowie książki
zaczynają docierać do pierwszych konkluzji.
Podsumowując:
pomysł świetny, wykonanie średnie.
Myślę, że dla tych wątków, najogólniej mówiąc, „magicznych” warto, chociaż nie
gwarantuję, że będzie to przyjemna lektura.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz