Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 29 lipca 2018

Gorsza wersja dobrego. "Były sobie świnki trzy"

wyd. Prószyński i S-ka
Olgę Rudnicką darzę uczuciami umiarkowanymi. Były sobie świnki trzy zdecydowanie należą do słabszych pozycji w jej dorobku.

Oto poznajemy trzy kobiety, które są przede wszystkim żonami swoich mężów: adwokata, komornika i doradcy podatkowego. Wszystkie zmagają się z małżeńskimi problemami, choć są to dylematy zupełnie różne: brakiem dzieci, niechęcią współżycia z mężem czy też niechęcią męża do współżycia. Pewnego dnia szala przeważona zostaje tak mocno, że kobiety postanawiają zamordować swoich współmałżonków. Poszczególnym wypadkom o znamionach zbrodni przygląda się bacznie komisarz Kalinka oraz jego partnerka, a jednocześnie była ukochana.

Książka należy do kategorii tych, które czyta się bezwysiłkowo, mieszając zupę w garnku. O ile jednak lubię sobie od czasu do czasu sięgnąć po czytadło, o tyle Były sobie świnki trzy nie tylko mnie nie rozbawiły, ale wręcz znudziły. Ani humor słowny, okraszony solidną porcją wulgaryzmu, ani umysłowość ameby łatwa do stwierdzenia w przypadku każdej z trzech zbrodniarek, ani też dowcip sytuacyjny nie spowodowały u mnie wybuchów radości.

Olga Rudnicka miewa zresztą książki lepsze i gorsze. Ta zdecydowanie jest gorszą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz