wyd. Edipresse Polska |
Zdecydowanie nie jestem fanką detektywów obarczonych całym
mnóstwem życiowych problemów i dylematów. Pisałam o tym przy okazji omawiania
książek Horsta, w przypadku których z dużą ulgą powitałam policjanta, nie będącego alkoholikiem, psychopatą, seksoholikiem, nie obarczonego demonami
przeszłości i nie zażywającego leków, aby normalnie usnąć. Od razu mówię, że
u Marty Zaborowskiej tak nie będzie...
Julia
Krawiec to policjantka, która swoimi problemami mogłaby obdzielić przynajmniej
połowę zatrudnionych w komendzie stołecznej policji. Jest byłą alkoholiczką,
która swoim nałogiem narobiła problemów w pracy, samotnie wychowuje
córkę, dla której nie ma czasu, w tle zaś panoszy się były mąż i nadopiekuńcza
matka, bez której ani Julia, ani jej pociecha nie poradziłyby sobie z życiem.
Oto ta właśnie Julia Krawiec trafia w sam środek afery związanej z ucieczką
nekrofila z kliniki psychiatrycznej... Jest też trup, bardzo przystojny
psychiatra (wszyscy już wiemy, co się wydarzy), skomplikowana sprawa, dla rozwiązania
której trzeba cofnąć się mocno w przeszłość...
Brzmi
chaotycznie? Zatem odpowiednio, bo taka właśnie - chaotyczna i pełna
nieścisłości jest fabuła tej książki. Ja kompletnie nie poczułam klimatu
śledztwa. Uśpienie czytało się - zgodnie z tytułem - powoli i ślamazarnie.
Sam zamysł intrygi jest całkiem niezły, wykonanie jednak już nieco gorsze.
Sporo nieścisłości, trochę nieumotywowanych zachowań bohaterów... Zdecydowanie
dużą wartością jest jednak to, że Zaborowskiej prawie do samego końca udało się
ukryć motyw zabójstw i prawdziwego sprawcę. Stało się to jednak nie dzięki
sprytnemu poprowadzeniu wątków, a całkowitemu zapętleniu nitek prowadzących ku
finałowi.
To nie jest zły kryminał. Ma nawet kilka pozytywnych przebłysków, dlatego sięgnę po kolejne tytuły serii. Arcydzieło gatunku jednak również to nie jest. Jako że mamy do czynienia z debiutem, można na Uśpienie spojrzeć z życzliwością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz