To nie recenzja, raczej kilka słów na gorąco, bo przed chwilą
wróciłam z seansu... Chciałabym dodać również, że wyjątkowo nie czytałam
wcześniej książki, co zamierzam nadrobić po seansie (zazwyczaj
kolejność mam dokładnie odwrotną).
Bardzo dużo się po tym filmie
spodziewałam, a odpowiedź na pytanie, czy moje oczekiwania zostały
zaspokojone brzmi: to zależy. Na pewno jest mrocznie i to od pierwszych
do ostatnich sekund (dosłownie). Można też mówić o zagadce wciskającej w
fotel i wywołującej na twarzy jedyny słuszny wyraz "WTF?". W czym więc problem?
Streszczenie fabuły przedstawia się następująco: reporterka Alicja
Tabor przyjeżdża do rodzinnego Wałbrzycha w celu stworzenia reportażu o
porywanych dzieciach. Przy okazji obudzi demony, kryjące się w głębi jej
duszy. To wszystko w filmie się znajduje, oczywiście. Problem w tym, że Ciemno, prawie noc nie bardzo wchodzi w definicję kryminału czy nawet
thrillera psychologicznego. To na poły kryminalna, na poły
baśniowo-klechdowa historia, której źródła sięgną czasów II wojny
światowej. Sporo tu wątków paranormalnych, choć obok nich zaprezentowane
zostało życie polskiej prowincji. Czy zwyczajne? Też nie do końca, bo w
jednym tytule nagromadzone zostało całe obrzydlistwo świata: przemoc,
pedofilia, pornografia, handel dziećmi, choroby psychiczne... Przez
stosunkowo niewielką powierzchnię fabularną wszystkiego jest naprawdę
bardzo dużo, a autorzy nie bawią się w zgrzebne woalki i pokazują nam
wszystko bardzo dosłownie.
Sam finał mnie zaskoczył. Wbijać w fotel nie musiał, ponieważ wbita byłam cały czas i mimo tego, że nadal nie wiem, co powiedzieć, pieniędzy wydanych na bilet nie żałuję. Minusy, które mogę znaleźć to po pierwsze, swego rodzaju paranormalność, której ja akurat w filmach z kryminalnymi aspiracjami nie lubię (realizm mnie kręci) i zdecydowanie za mało Marcina Dorocińskiego, którego twórcy sprytnie promują jako postać prawie równorzędną Cieleckiej, a tak nie jest.
Sam finał mnie zaskoczył. Wbijać w fotel nie musiał, ponieważ wbita byłam cały czas i mimo tego, że nadal nie wiem, co powiedzieć, pieniędzy wydanych na bilet nie żałuję. Minusy, które mogę znaleźć to po pierwsze, swego rodzaju paranormalność, której ja akurat w filmach z kryminalnymi aspiracjami nie lubię (realizm mnie kręci) i zdecydowanie za mało Marcina Dorocińskiego, którego twórcy sprytnie promują jako postać prawie równorzędną Cieleckiej, a tak nie jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz