Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 26 marca 2019

Narzeczona kontra matka... "Ta dziewczyna" Michelle Frances

wyd. Albatros
Schemat znany: mamy matkę, mamy syna i mamy też dziewczynę syna, do której matka od samego początku podchodzi sceptycznie. Autorka nie pozostawia nam wątpliwości, że słuszne jest podejście rodzicielki, która upatruje w Cherry (ukochanej swojego jedynaka) zagrożenia i łowczyni łatwych pieniędzy. Prawdopodobnie ów brak tajemnicy jest największym minusem tej książki.

Tę dziewczynę Michelle Frances czytało mi się, niestety, kiepsko. Cała akcja osadzona została wokół dwóch bohaterek, a obie działały mi na nerwy jednakowo. Dziwaczna wydawała mi się matka, która spoglądała na swojego syna Daniela i „jak zwykle, gdy na niego patrzyła, ogarnął ją zachwyt”, dostrzegłszy, że „woda spływała z jego silnych ramion, gdy z uśmiechem objął Laurę i mocno przytulił”. Laura to matka, jakby się ktoś nie zorientował.

Sama fabuła oparta jest na wzajemnych napięciach pomiędzy matką a dziewczyną. Do pewnego momentu utrzymują się one na stabilnym poziomie, natomiast w toku lektury jednak czegoś zaczyna brakować. Być może wskutek dwutorowo prowadzonej akcji (dwa punkty widzenia) czytelnik od samego początku wie, co się dzieje, a z powodu prologu także i to, co wydarzy się w finale. Skoro książka aspiruje do poziomu thrillera psychologicznego, właśnie tej psychologii i domysłu mi tu nie wystarcza, aby móc uznać lekturę za udaną.

Autorka ma też dziwną jazdę na punkcie koloru żółtego. Kobiety noszą żółte sukienki, a wszyscy mają w domach żółte kanapy. Być może miała być w tym jakaś symbolika. Do mnie nie trafiła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz