Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 18 lutego 2018

Serialowo... Broadchurch vs. Secrets and lies

Czasami lubię sobie obejrzeć dobry serial. Nie każdy jednak. Jestem jedną z niewielu znanych mi osób, które nie oglądały słynnej Gry o tron. Najbardziej lubię seriale z tajemnicą - bardzo szeroko rozumianą, bo nie muszą to być wyłącznie kryminały. Równie dużą przyjemność sprawiają mi obrazy poświęcone rodzinnym niedomówieniom sprzed lat. Nie jestem ekspertem, nie kończyłam filmoznawstwa, mówić więc mogę jedynie o swoich wrażeniach.

To pierwszy wpis tego typu, postanowiłam więc potraktować go wyjątkowo i stworzyć serialowy pojedynek. Na tapet biorę dzisiaj dwa seriale kryminalne: Broadchurch oraz Secrets and lies (wersja amerykańska). Łączy je przede wszystkim zbliżony temat i charakter: niewielką społecznością wstrząsa potworne morderstwo dokonane na chłopcu. Ze względu na charakter miejscowości/osiedla, w którym rozgrywa się akcja potencjalnymi podejrzanymi są przede wszystkim członkowie rodzin zaprzyjaźnionych z rodzicami chłopca. W obu tych przypadkach zagadkę próbuje rozwikłać "zewnętrzny" wobec tych ludzi detektyw.

Schemat, jak widać, jest prosty i stosunkowo często spotykany. W rzeczywistości stanowi on jednak tylko punkt wyjścia, gdyż Broadchurch to serial, składający się z trzech serii, z których ostatnia tematycznie mocno już odbiega od pierwotnej treści. Nadal jest przy tym świetna.
źródło: http://3rd-strike.com/broadchurch-season-2-blu-ray-series-review/
Na pierwszy plan wysuwają się dwie postaci: Alec Hardy znakomicie wykreowany przez Davida Tennanta oraz Ellie Miller - w tej roli Olivia Colman. To właśnie ci państwo na obrazku powyżej. Wskutek splotu okoliczności przyszło im pracować razem, są zaś osobowościami zupełnie innymi, co świetnie oddają odtwórcy ról. Jednocześnie oboje będą mocno ewoluować na przestrzeni sezonów. W punkcie wyjścia bowiem Ellie jest lubiana i szanowana przez mieszkańców miasteczka, bardzo rodzinna, zawsze solidna w pracy, choć zawiedziona brakiem awansu. Alec zaś, przyjezdny, nieznany tubylcom, ma problem z wpisaniem się w społeczność. Wprost mówi do Ellie:
Nie lubię używać imion. Nie pracujemy w marketingu. Kiedy na Ciebie patrzę, nie muszę Ci mówić po imieniu raz po raz, jakbym się cieszył, że je pamiętam, żeby udawać, że się kumplujemy.
I, co ważne, przy całej swej obcości nie jest to bohater przerysowany, dziwaczny na siłę. Jego "nieprzystosowanie" jest naturalne, wynika z dotychczasowych doświadczeń oraz aktualnej sytuacji życiowej, o której widz informowany jest "na raty". Przerysowanie, prowadzące do parodii jest tym, czego najbardziej nie lubię. Tu zaś mamy tylko naturalność i autentyzm, także w kontekście rodziny zamordowanego chłopca czy bohaterów umiejscowionych na dalszych planach opowieści.

Jednak to Ellie i Alec w pierwszej serii muszą znaleźć odpowiedź na pytanie: kto zabił Danny'ego Latimera? Odpowiedź zaś nie jest łatwa i zmusza do bolesnych wyborów. Na jaw wyjdą również sekrety mieszkańców miasta, często bolesne, często spychane w nieświadomość.

Warto dodać, że również druga seria - stanowiąca kontynuację wątków z pierwszej oraz trzecia - stawiająca przed śledczymi zupełnie nową, również trudną do rozwikłania tajemnicę, nie schodzą poniżej wysokiego poziomu narzuconego przez odsłonę pierwszą.

Zachęcona i zachwycona Broadchurch postanowiłam sięgnąć po Secrets and lies, których tytuł z zupełnie niezrozumiałych mi przyczyn w polskiej wersji językowej przetłumaczono na Podejrzany.
źródło: http://www.filmweb.pl/serial/Podejrzany-2015-705579
To amerykańska wersja - wcześniejszą była australijska, której nie widziałam. Z tego, co doczytałam - fabularnie jest to kopia 1:1, choć oryginał składa się z jednej serii, a wersja amerykańska przeze mnie oglądana już z dwóch. Łączy je jednak wyłącznie postać detektyw Andrei Cornell.

Powiem tak: po wcześniejszym obejrzeniu całości Broadchurch nie mogę oprzeć się pewnym porównaniom i postrzeganiem pewnych wątków jako inspiracji (co chronologicznie wcale nie jest niemożliwe - pierwsza seria Broadchurch powstała na rok przed australijskimi Secrets and lies). Problem w tym, że tutaj wykonanie jest już znacznie gorsze.

Jak wspominałam już wcześniej: fabuła jest bardzo podobna. Ben Crawford (w tej roli Ryan Phillippe) podczas porannego joggingu znajduje w lesie zwłoki Toma - synka sąsiadki. Na miejsce przyjeżdża detektyw Cornell (Juliette Lewis), osoba zupełnie z zewnątrz, i zaczyna prowadzić śledztwo, wszystkie dowody zaś wskazują, że mordercą jest właśnie Ben. Ten, nie zamierzając się poddać, prowadzi prywatne dochodzenie, by oczyścić się z zarzutów.

Spodziewałam się czegoś ciekawszego. Po babsku przyznam się, że pierwszą serię oglądałam wyłącznie dla Ryana Phillippe'a - mając głupawe myśli, że fajnie mieć takiego tatusia ;). Mimo to i on mnie nie zachwycił, choć nie jest to winą jego i jego gry aktorskiej, a raczej sposobu skonstruowania postaci: częstokroć głupio działającej i nielogicznej. Większy problem mam z Juliette Lewis, którą swoją drogą lubię. Podobno za rolę Andrei Cornell otrzymała jakąś nagrodę. Nie wiem za co. Domyślam się, że zamysł twórców był podobny jak w przypadku Aleca z Broadchurch - nie pasująca do otoczenia detektyw, obca, obarczona trudną przeszłością i wyznająca własne, nie do końca zrozumiałe dla innych zasady... Tylko, że u Aleca to było naturalne. Juliette Lewis zaś swoje niedopasowanie i wyobcowanie przez cały serial wyraża dwiema minami: mina pitbulla i mina zasadniczego pitbulla. Dowodem na to, że nie przekonuje, niech będzie fakt, że kontynuację Secrets and lies, która do pierwszej nawiązuje wyłącznie postacią pani detektyw, zarzuciłam po pierwszych trzech odcinkach, gdy zabrakło Ryana. 

Broadchurch ma też zdecydowanie większy ładunek emocjonalny. Secrets and lies poruszyło mnie tak naprawdę tylko w jednym momencie - w ostatnich 20 minutach. Finał pierwszej serii jest tak przejmujący, że - z tego, co zdążyłam się zorientować, przeglądając różnego rodzaju fora internetowe - podobny efekt wywołuje w zasadzie w każdym. Tym większa szkoda, że seria druga jest zupełnie nową sprawą i nie nawiązuje do końcówki sezonu pierwszego, choć pani detektyw Cornell nam to obiecała.

Reasumując, jeśli mogę polecić któryś z tych seriali, polecam Broadchurch - zdecydowanie i z czystym sumieniem. Wciąga i trzyma. Secrets and lies sprawia wrażenie kiepskiej kopii, która nawet w części nie osiąga takiego efektu psychologiczno-socjologicznego jak pierwszy serial. Jeśli warto, to tylko dla tej końcówki. I dla Ryana, oczywiście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz