wydawnictwo: Świat Książki |
Przyznaję szczerze, że nie spodziewałam się niczego
wielkiego po tej książce. Wybrałam ją, bo potrzebowałam czegoś, czym będę mogła wypełnić wolny czas - po prostu. Przypuszczałam, że będzie to właśnie takie zwyczajne czytadło, coś w stylu Za zamkniętymi drzwiami - można przeczytać,
bo oczy/uszy nie krwawią, rewelacji jednak nie ma co oczekiwać, a i czepiać się jest czego. Zasadniczo nie
pomyliłam się w swojej pierwszej ocenie, choć muszę przyznać, że Manipulantka
Isabel Ashdown okazała się minimalnie lepsza od moich oczekiwań.
Mimo że
thrillerem psychologicznym tej książki nazwać nie można, autorka podjęła próbę
skonstruowania bardziej skomplikowanych postaci. Fabuła jest prosta: w noc sylwestrową
ktoś porywa dziecko pozostawione pod opieką swojej cioci. Ta niczego nie
pamięta, rodzice i przyrodnia siostra są zrozpaczeni, a policja mozolnie zbiera
tropy. Czytelnik nie poznaje jednak tej historii od strony detektywów. Opowieść
snuć będą naprzemiennie siostry: Jessica - ciocia uprowadzonej dziewczynki
(narracja pierwszoosobowa) oraz Emily - matka (narracja prowadzona z punktu
widzenia Emily, ale jednak w trzeciej osobie). Później autorka rozwinie historię,
poszerzając ją o jeszcze jeden punkt widzenia (czyj? Nie zdradzę, by nie odsłaniać treści).
Taki wybór sposobu opowiadania dał autorce możliwość dokładniejszego budowania
postaci. Przez niemal całą książkę zastanawiamy się, która z kobiet jest
tytułową „manipulantką”? A może żadna z nich? W pewnym momencie podejrzewamy o
to nawet pasierbicę Emily, Chloe, tym bardziej, że sama macocha tym mianem ją
określi. Sporo we wspomnieniach przywoływanych przez obie kobiety retrospekcji,
rozmontowywania rodzinnych tajemnic i ukazanie, że pod płaszczykiem idealnej i
szczęśliwej rodziny kryje się wiele sekretów, kłamstw, niedomówień i
wewnętrznych napięć.
Drobne kłamstewka, przemilczenia, naciąganie faktów pomagają łatwiej poruszać się w życiu. Kłamiemy dentyście, że co dzień nitkujemy zęby, lekarzowi nie mówimy, ile naprawdę pijemy, wymyślamy najróżniejsze wymówki, spóźniając się do znajomych; i nie bójmy się tego powiedzieć, siebie też okłamujemy, bo nasze zdanie na własny temat często odbiega od rzeczywistości.
Samo
rozwiązanie intrygi jest nieco naiwne, nie kupiło mnie. Ponownie: nie chcę czynić
spoilerów, dlatego bardzo ogólnie napiszę, że sposób podejścia do tematu „czarnego
charakteru” i tytułowej „manipulantki”, mający być zapewne dla czytelnika
zaskoczeniem, jest dość łatwy do przewidzenia już na początku lektury, jeśli
tylko ktokolwiek miał wcześniej styczność z powieściami tworzonymi na podobnej
zasadzie. Książka nie zachwyca więc misterną konstrukcją, zaskakującymi
zwrotami akcji. Większość przełomów w śledztwie czytelnik również jest w stanie
przewidzieć. Plus dla autorki za to, że bohaterowie nie są płascy i w czasie
czytania, na podstawie dostarczanych nam informacji, jesteśmy w stanie zmieniać
swój stosunek do ich zachowań, w miarę jak dowiadujemy się coraz więcej o ich
przeszłości, przemyśleniach, zachowaniach. Efekt końcowy nie jest jednak
efektem wow!
Nie
mogę powiedzieć, żebym Manipulantkę jakoś szczególnie polecała. Dramatu
jednak też nie ma, jeśli więc ktoś lubi mniej skomplikowane książki z
psychologicznymi aspiracjami, może śmiało po powieść Ashdown sięgnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz