wyd. Albatros |
Na skraju załamania to kolejna książka autorki stosunkowo
popularnej powieści Za zamkniętymi drzwiami. Ten wcześniejszy tytuł niewątpliwie trudno było
zaliczyć do arcydzieł psychologicznych najwyższych lotów, przyznać jednak trzeba, że czytało się ją w
miarę sprawnie, głównie ze względu na poprawną narrację i wartko prowadzoną akcję. W
przypadku Na skraju załamania tego atutu już nie mamy, dochodzi zaś do literackiego koktajlu całe mnóstwo minusów, które to czytelnika doprowadzają na skraj załamania...
Cass
Anderson wraca nocą z imprezy. Postanawia skrócić sobie drogę o całe 10 minut i
pojechać leśnym traktem. Trwa burza, a ona widzi w zatoczce zaparkowany
samochód. Zatrzymuje się, ale ponieważ osoba z owego auta nie wzywa ratunku,
odjeżdża. Na drugi dzień dowiaduje się, że właśnie przy tej leśnej drodze
zamordowano kobietę. I tak naprawdę od tego momentu zaczyna się cała historia, a dla narracji równia pochyła, bo Cass
ubzdura sobie, że morderca nęka ją anonimowymi telefonami. Na dodatek zacznie
zauważać u siebie objawy demencji, na którą chorowała jej matka.
Powiem
wprost: książka jest nudna. Przez ponad 250 stron główna bohaterka na zmianę
histeryzuje z powodu głuchego telefonu (zamiast po prostu odłączyć go z
wtyczki) i robi różne rzeczy, o których nie pamięta, że je zrobiła, jak choćby
kupuje krajalnicę do kartofli przez telezakupy. O co chodzi w całym
zamieszaniu, zorientujemy się mniej więcej w 1/3 książki, czyli na długo
zanim uczyni to Cass. A i tu trzeba dodać, że gdyby nie nie przypadkowa sytuacja,
Cass nie ogarnęłaby się nigdy. Mimo że już wiemy, w czym rzecz, autorka
kompletnie nielitościwie będzie się jednak nad nami znęcać huśtawką "telefon-telezakupy-leki na głowę", choć pojawią się
też akcenty bardziej pozytywne, jak choćby kupowanie szopy ogrodowej na prezent
urodzinowy dla męża.
Dodać
też trzeba koniecznie, że główna bohaterka powieści jest jedną z najbardziej
irytujących postaci literackich, z jakimi miałam do czynienia w ostatnim
czasie. To już nie chodzi o to, jak wytrzymuje z nią jej mąż, bo źródło ogromnych pokładów jego cierpliwości akurat się wyjaśni, ale przede wszystkim o to, jak uciążliwa
musi być kobieta dla otoczenia i samej siebie. Przykład? Cass ma pretensje, że
jej mąż nie potrafi zrozumieć obsesji związanej z głuchymi telefonami.
Jednocześnie wie, że gdyby mu powiedziała, że widziała samochód zamordowanej
kobiety w noc zbrodni, zrozumiałby jej zdenerwowanie. Nie mówi mu tego jednak,
bo umawiała się z nim, że nie pojedzie przez las, z drugiej strony mając do
małżonka pretensje, że nie dopytuje mocniej, bo wtedy może by się przyznała i
wszystko by zrozumiał. Absurdalne? Tak, absurdalne, ale taka właśnie jest ta
książka.
Na
skraju załamania to bardzo słaba powieść. Autorka bardzo niedbale potraktowała
temat demencji i chorób psychicznych, doginając je do potrzeb swojej fabuły.
Jednocześnie to, co było jedynym właściwie plusem wcześniejszego jej dzieła,
czyli fabuła i tempo narracji, zostało w przypadku nowej książki zepchnięte na
dalszy plan, wskutek czego - powiedzmy wprost - nowa powieść najzwyczajniej w świecie nudzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz