wydawnictwo: Czarna Owca |
Rajskie ptaki to druga powieść Marty Zaborowskiej, po
którą sięgam.
Już na
początku muszę przyznać, że jest znacznie lepiej niż w pierwszej części przygód
Julii Krawiec. Zamysł z pozoru jest prosty: z willi rodu Kornatowskich w dniu
zaręczyn znika przyszła żona jednego z synów. Zanim narzeczona pojawi się
ponownie - w strasznym stanie, wydarzy się mnóstwo innych incydentów, których
nie sposób zignorować.
Sama
sprawa kryminalna jest znacznie ciekawsza niż w Uśpieniu i, moim zdaniem,
lepiej poprowadzona. Problem w tym, że od połowy powieści zaczynają nam
pojawiać się nieumotywowane wcześniejszą fabułą wątki tajemnicze i obrzędowe,
wynikające ze świata ludowych wierzeń i magicznych praktyk. Być może
przegapiłam coś w toku lektury, jednak dla mnie żadna z wcześniej wprowadzonych przesłanek nie uzasadniała
takiego poprowadzenia akcji.
Nieumotywowane
są dla mnie również pewne rozwiązania problemów, gdyż o ile czytelnik musi swoje
teorie opracowywać na podstawie skąpych informacji serwowanych mu przez
pisarkę, o tyle psychiatra pracujący z ofiarą (zwłaszcza tak zdolny psychiatra,
jak przekonuje się nas na każdym kroku) powinien już wcześniej wyczuć pismo
nosem.
Nadal
irytująco działa na mnie postać detektyw Julii Krawiec, której już przez drugą
część powieści nie potrafię ani polubić, ani zrozumieć, ani nawet w części jej
współczuć. Mam też wrażenie, że Marta Zaborowska zbyt dużo uwagi poświęciła
wewnętrznym dylematom policjantki, jej idiotycznemu miotaniu się i nielogicznym,
głupim zachowaniom niż faktycznemu śledztwu. W efekcie końcowym nie wyszła z
tego ani powieść kryminalna (a szkoda, bo wątek Kornatowskich miał bardzo duży
ku temu potencjał), ani obyczajówka, gdyż psychologiczne umotywowanie bohaterów
jest fatalne. W efekcie końcowym, jako czytelnik, kompletnie nie
wierzę w serwowane mi przez narratora i przemycane między wierszami
zapewnienia, jak zdolną śledczą jest Julia.
Na
dodatek zakończenie... Zakończenie, w którym podczas ślubu kościelnego pani detektyw
nakazuje zamknąć drzwi kościoła i, niczym Hercules Poirot, mową końcową
rozstrzyga wszelkiego rodzaju tajemnice. Nie przekonuje mnie to kompletnie!
Kilkakrotnie
pisałam już dlaczego tego typu zabieg udaje się u Agathy Christie, a nie udaje
się nigdzie indziej. Agatha Christie swoje książki od pierwszych stron pisała w
taki sposób, aby wszystko, o czym Poirot będzie mówił w mowie końcowej,
wynikało z wcześniejszych wydarzeń. Gdy sięgamy po kryminał autorstwa Christie,
wiedząc, kto jest zabójcą, odnajdujemy przesłanki niemal przy każdej rozmowie
detektywa z podejrzanymi i świadkami. W przypadku naśladowców mowa końcowa
najczęściej wygląda tak, że w jej toku policjant czy inny detektyw wyciąga
króliki z kapelusza, o których wiedział wcześniej, ale z nikim się nimi nie
podzielił. Trudno o większe niezrozumienie takiego zabiegu literackiego i o
poważniejsze zniszczenie intrygi.
Reasumując, Rajskie ptaki są na pewno lepszą książką niż Uśpienie. Nie oznacza to
jednak, że dobrą. W ogóle nie przepadam za wątkami osobistymi w kryminałach, a
u Zaborowskiej zdecydowanie zaczynają one przeważać szalę. Gdybym chciała
czytać o problemach rodzinnych i ciążach, na pewno nie sięgałabym po kryminał,
nie rozumiem zatem, dlaczego autorzy uparcie nas takimi wątkami raczą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz