Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 1 lutego 2018

Zaborowska po raz drugi...

wydawnictwo: Czarna Owca
Rajskie ptaki to druga powieść Marty Zaborowskiej, po którą sięgam.

Już na początku muszę przyznać, że jest znacznie lepiej niż w pierwszej części przygód Julii Krawiec. Zamysł z pozoru jest prosty: z willi rodu Kornatowskich w dniu zaręczyn znika przyszła żona jednego z synów. Zanim narzeczona pojawi się ponownie - w strasznym stanie, wydarzy się mnóstwo innych incydentów, których nie sposób zignorować.

Sama sprawa kryminalna jest znacznie ciekawsza niż w Uśpieniu i, moim zdaniem, lepiej poprowadzona. Problem w tym, że od połowy powieści zaczynają nam pojawiać się nieumotywowane wcześniejszą fabułą wątki tajemnicze i obrzędowe, wynikające ze świata ludowych wierzeń i magicznych praktyk. Być może przegapiłam coś w toku lektury, jednak dla mnie żadna z wcześniej  wprowadzonych przesłanek nie uzasadniała takiego poprowadzenia akcji.

Nieumotywowane są dla mnie również pewne rozwiązania problemów, gdyż o ile czytelnik musi swoje teorie opracowywać na podstawie skąpych informacji serwowanych mu przez pisarkę, o tyle psychiatra pracujący z ofiarą (zwłaszcza tak zdolny psychiatra, jak przekonuje się nas na każdym kroku) powinien już wcześniej wyczuć pismo nosem.

Nadal irytująco działa na mnie postać detektyw Julii Krawiec, której już przez drugą część powieści nie potrafię ani polubić, ani zrozumieć, ani nawet w części jej współczuć. Mam też wrażenie, że Marta Zaborowska zbyt dużo uwagi poświęciła wewnętrznym dylematom policjantki, jej idiotycznemu miotaniu się i nielogicznym, głupim zachowaniom niż faktycznemu śledztwu. W efekcie końcowym nie wyszła z tego ani powieść kryminalna (a szkoda, bo wątek Kornatowskich miał bardzo duży ku temu potencjał), ani obyczajówka, gdyż psychologiczne umotywowanie bohaterów jest fatalne. W efekcie końcowym, jako czytelnik, kompletnie nie wierzę w serwowane mi przez narratora i przemycane między wierszami zapewnienia, jak zdolną śledczą jest Julia.

Na dodatek zakończenie... Zakończenie, w którym podczas ślubu kościelnego pani detektyw nakazuje zamknąć drzwi kościoła i, niczym Hercules Poirot, mową końcową rozstrzyga wszelkiego rodzaju tajemnice. Nie przekonuje mnie to kompletnie!

Kilkakrotnie pisałam już dlaczego tego typu zabieg udaje się u Agathy Christie, a nie udaje się nigdzie indziej. Agatha Christie swoje książki od pierwszych stron pisała w taki sposób, aby wszystko, o czym Poirot będzie mówił w mowie końcowej, wynikało z wcześniejszych wydarzeń. Gdy sięgamy po kryminał autorstwa Christie, wiedząc, kto jest zabójcą, odnajdujemy przesłanki niemal przy każdej rozmowie detektywa z podejrzanymi i świadkami. W przypadku naśladowców mowa końcowa najczęściej wygląda tak, że w jej toku policjant czy inny detektyw wyciąga króliki z kapelusza, o których wiedział wcześniej, ale z nikim się nimi nie podzielił. Trudno o większe niezrozumienie takiego zabiegu literackiego i o poważniejsze zniszczenie intrygi.

Reasumując, Rajskie ptaki są na pewno lepszą książką niż Uśpienie. Nie oznacza to jednak, że dobrą. W ogóle nie przepadam za wątkami osobistymi w kryminałach, a u Zaborowskiej zdecydowanie zaczynają one przeważać szalę. Gdybym chciała czytać o problemach rodzinnych i ciążach, na pewno nie sięgałabym po kryminał, nie rozumiem zatem, dlaczego autorzy uparcie nas takimi wątkami raczą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz