Książka Kochałam Stalina to moje ogromne
rozczarowanie. Jeśli myślicie, że dzięki tej książce poznacie prywatną twarz
Stalina, to jesteście w błędzie. Zasadniczo książka Orłowej nie jest nawet o
Stalinie, tylko o niej samej. Mimo że z tą szczególnego rodzaju autobiografią
związana jest interesująca historia, sama treść rozczarowuje.
Lubow Orłowa to jedna z
najpopularniejszych aktorek czasów radzieckiego socjalizmu. Występowała głównie
w filmach reżyserowanych przez swojego drugiego męża, Grigorija Aleksandrowa.
Jej pierwszy mąż trafił do gułagu. Orłowa spisała swoje wspomnienia od początku
roku 1935 aż po listopad 1940. Pierwsze wydanie Kochałam Stalina ujrzało
światło dzienne dopiero po śmierci swojej autorki, gdy w Chinach opublikowano
książkę w niezwykle niskim nakładzie. Wspomnienia obecnie wznowione w kilku
krajach odtworzone zostało z cudem ocalałej chińskiej wersji.
Cała ta otoczka sprawiła, że
spodziewałam się interesującego historycznie przekazu, zupełnie innej niż ta
oficjalna postaci Stalina, faktów dotąd nieznanych... Któż bowiem mógłby nam
lepiej pokazać prawdziwego Stalina niż kobieta, która była wówczas tak blisko
niego? Tymczasem otrzymałam propagandowy tekścik o cudownym, mądrym, skromnym i
dobrym Stalinie, którego później próbowano przerobić na okrutnika.
On przecież taki był - mądry, doświadczony, dobry. To teraz próbują z Niego zrobić tyrana, despotę, sobiepana. Niestety, taka jest ludzka wdzięczność...Boli patrzeć! Boli słyszeć!
Urok Stalina był urokiem wodza. Mądry, majestatyczny, wielki, a zarazem bardzo prosty, szczery człowiek.
Orłowa jest osobą
zindoktrynowaną do granic. Szczególnie uderzył mnie fragment, gdy odmówiła
Stalinowi wstąpienia do partii, twierdząc, że nie czuje się godna tego
wyróżnienia. Uznała bowiem, że komuniści to pewnego rodzaju nadludzie: wzorcowi, przykład do naśladowania. Sprzedaje nam również informacje, jak
trudny był rok 1939 dla samego Stalina i całego kraju, kreując Wodza na
największą ofiarę i cierpiętnika w całym tym konflikcie. Orłowa mówi nam o
przemianie, jaka rzekomo zaszła w zachowaniu i psychice Stalina. Problem w tym,
że czytelnikowi bardzo trudno ją dostrzec. Portret psychologiczny Stalina jest
nader skąpy, a jeśli już Orłowa używa jakichkolwiek określeń na temat jego osoby,
sięga wyłącznie po pozytyw. Sama zresztą, przez kontrast ze Stalinem, wydaje
się osobą bezwolną i pozbawioną własnego zdania. Nawet w dyskusji o filmie Moja miłość, o którym ma większą niż Stalin wiedzę, ustępuje mu i, choć sama
nie do końca przekonuje się do jego racji, uznaje, że to Wódz mówi prawdę.
Książka na szczęście opatrzona
jest w posłowie oraz przypisy, które pozwalają nam ów niemalże święty wizerunek
przefiltrować przez teksty źródłowe oraz wiedzę historyków.
W książce nie brakuje przemyśleń
nad sprawami społecznymi. Czasem przybierają one dziwaczne formy, gdy Orłowa
wyraża zasmucenie nad obyczajowością w świecie aktorsko-reżyserskim chociażby w
zakresie częstych rozwodów i krótkotrwałych związków. Uderzyło mnie to trochę,
gdyż sama do szczególnych tradycjonalistek pod tym względem nie należała. Jej
refleksje na temat świata radzieckiego kina oraz literatury, które stanowią
jednak większość książki, są natomiast bardzo interesujące. Pojawiają się tu
nazwiska Tołstoja czy Bułhakowa, z którymi aktorka oraz jej mąż byli wówczas
blisko.
Czy polecam książkę? Chyba
tylko miłośnikom tematu, którzy chcieliby zapoznać się i
z takim punktem widzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz