wydawnictwo: Czarna Owca |
Czy dla miłośnika książek może
być coś wspanialszego niż książka o książce w książce, jakby powiedziała pani Białowąs, gdyby zajmowała się literaturą, a nie filmem? W Księgobójcy Mai Wolny książki
są wszędzie i stanowią łącznik pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Łącznikiem
swego rodzaju jest także antykwiariusz - główna postać.
Księgobójca
zaczyna się jak typowy kryminał. Znalazłam go zresztą w sekcji „kryminał i
thriller” i to, moim zdaniem, największe nieporozumienie związane z tą książką.
Czy jeden trup... No, dobrze, dwa trupy wystarczą, aby zaliczyć książkę do tej
kategorii?
Zgodnie
z terminologią, kryminałem jest książka, której dominantą kompozycyjną jest
fabuła związana ze zbrodnią, jej dokonaniem, wyjaśnianiem przyczyn i
ujawnianiem osoby sprawcy. Zatem: nie, Księgobójca w żadnym razie nie jest
kryminałem. Może właśnie z tej nieprawidłowej klasyfikacji wynikają pełne
zawodu czytelnicze opinie, które wyszukałam w internecie. W swojej istocie Księgobójca
jest powieścią obyczajową, z wątkiem kryminalnym, opartą jednak na dosłownych
lub ubranych w kwestie narratora wspomnieniach postaci, retrospekcjach, analizach
i przemyśleniach.
Mamy tu trzy splecione ze sobą historię. Pierwszą jest morderstwo, którego ofiarą
padł Jan Visser - restaurator zabytkowych mebli, oraz śledztwo, jakie w sprawie
prowadzi Eva Paelinck. Ta część opowieści silnie obudowana jest psychiką oraz
życiem prywatnym samej śledczej. Dowiadujemy się chociażby, że od wczesnej
młodości, ubóstwiając Lekcję anatomii doktora Tulpa, chciała skierować swoje
kroki na medycynę, by później, wskutek splotu okoliczności, zostać policjantką.
To błyskotliwa i inteligentna kobieta. Druga
historia to opowieść o losach, tych obecnych i tych minionych, Wiktora Krzesima
- Polaka, od trzydziestu lat prowadzącego antykwariat w Amsterdamie.
Specjalizuje się w książkach z gatunku klasyki literatury oraz literatury
Europy Środkowej i Wschodniej. To dziwny i zakochany w książkach człowiek:
Jest i trzecia klientka, Żydówka - Marianna. Jest stałą klientką Wiktora, ten zaś kocha ją nawet bardziej niż swoje książki. Marianna składa u niego sporo indywidualnych zamówień, antykwariusz zaś sprowadza dla niej książki z zagranicy, zaniżając przy okazji ceny i biorąc na siebie koszty wysyłki. Ot, taki wyraz miłości.Przestałem zamawiać nowe tytuły. Nie mogę przecież im tego zrobić - moim drogim, wiernym książkom. Nie śmiałbym postawić ich w sąsiedztwie lśniących grzbietów bestsellerów wyszykowanych jak na galę, z tandetną, złotą biżuterią liter.
Księgobójca
to opowieść o ludziach nietuzinkowych. W ich przemyśleniach i refleksjach
pojawia się sporo przemyśleń filozoficznych, sporo wspomnień historycznych i
kulturowych. W tym miejscu duży plus dla autorki, której udało się przemycić to
w fascynujący, erudycyjny i zręczny sposób. Drugi plus za język, jeśli tylko
przywiązuje się wagę do sprawności językowej autorów. Można by powiedzieć, że
pisarz, czyli ktoś, kto "robi w słowie”, z definicji językiem posługiwać się
powinien dobrze. Niestety, nie jest to wcale tak oczywiste w dzisiejszych
czasach - wystarczy przypomnieć sobie moją recenzję potworka językowego spod pióra
Sandry Feeser: tutaj. Księgobójca jest zupełnie inny pod tym względem.
Książka
nie wyróżnia się najbardziej wartką akcją, ale nic dziwnego, gdyż - jak
wspomniałam wcześniej - osoby, które oczekują kryminału, z gruntu popełniają
poważny, trochę bezmyślny błąd. Zbrodnia jest dla Mai Wolny tylko pretekstem,
aby opowiedzieć o życiu i szaleństwie, o miłości, historii, przeszłości i o
tym, jak oczekiwania rozjeżdżają się z rzeczywistością. To powieść pełna
refleksji.
W
rozważaniach Wiktora pojawia się sporo przemyśleń na temat książek, czytania i
czytelnika. To ważne w kontekście obecnych promocji czytelnictwa wykoślawionych
do granic możliwości i przybierających wymiar akcji „Nie czytasz? Nie idę z
Tobą do łóżka” czy „Czytanie jest sexy”. Wiktor jest człowiekiem, który w żaden
sposób nie zrozumiałby takiego działania. Nie zrozumiałby też zapełniania półek
nowościami „żeby mieć”. Nie chodzi tu tylko o książki. Generalnie obserwuje
tendencję do zawalania naszych domów i umysłów „rupieciami”. Wiktor uważa, że
prawdziwy czytelnik to człowiek, który dzisiaj jest na wagę złota, i tylko
takich przyciąga. Swoich klientów poznaje, zna ich życie, nawyki, problemy.
Mamy
tu refleksje o polskości i Polakach skonfrontowane z realiami Amsterdamu,
mnóstwo nawiązań do literatury, filozofii oraz znanych życiorysów, choćby
Spinozy. O polskości mówi się przez pryzmat tak lubianej przeze mnie historii
prywatnej: opowieść o kompleksie ojca, o niejednoznacznej relacji z matką, o
dzieciństwie w towarzystwie literatury. Przywołując to wszystko, Wiktor
zestawia polskość z mentalnością Amsterdamu: dawnego i obecnego. Ubolewa, że
dzisiaj do Amsterdamu przyjeżdża się po zapas białego proszku i halucynacji,
dla równowagi próbuje nam zatem pokazać, że można na stolicę Holandii patrzeć
inaczej. Razem z nim wędrujemy po mieście i oglądamy Oude Kerk z grobem żony
Rembrandta, Vondelpark. Znajdziemy tu
opowieść o tym, jak Piotr I zakochał się w Amsterdamie do tego stopnia, iż
postanowił skopiować go w Rosji. Mamy historyczne odwołania, przywołanie
wydarzeń znad Wisły, całą gamę emocji.
Polecam
wszystkim, którzy oczekują od literatury barwności i niesztampowości i punktu
wyjścia do własnych przemyśleń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz