Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 1 sierpnia 2017

Książka o książce w książce

wydawnictwo: Czarna Owca


Czy dla miłośnika książek może być coś wspanialszego niż książka o książce w książce, jakby powiedziała pani Białowąs, gdyby zajmowała się literaturą, a nie filmem? W Księgobójcy Mai Wolny książki są wszędzie i stanowią łącznik pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Łącznikiem swego rodzaju jest także antykwiariusz - główna postać.

Księgobójca zaczyna się jak typowy kryminał. Znalazłam go zresztą w sekcji „kryminał i thriller” i to, moim zdaniem, największe nieporozumienie związane z tą książką. Czy jeden trup... No, dobrze, dwa trupy wystarczą, aby zaliczyć książkę do tej kategorii?
Zgodnie z terminologią, kryminałem jest książka, której dominantą kompozycyjną jest fabuła związana ze zbrodnią, jej dokonaniem, wyjaśnianiem przyczyn i ujawnianiem osoby sprawcy. Zatem: nie, Księgobójca w żadnym razie nie jest kryminałem. Może właśnie z tej nieprawidłowej klasyfikacji wynikają pełne zawodu czytelnicze opinie, które wyszukałam w internecie. W swojej istocie Księgobójca jest powieścią obyczajową, z wątkiem kryminalnym, opartą jednak na dosłownych lub ubranych w kwestie narratora wspomnieniach postaci, retrospekcjach, analizach i przemyśleniach. 

Mamy tu trzy splecione ze sobą historię. Pierwszą jest morderstwo, którego ofiarą padł Jan Visser - restaurator zabytkowych mebli, oraz śledztwo, jakie w sprawie prowadzi Eva Paelinck. Ta część opowieści silnie obudowana jest psychiką oraz życiem prywatnym samej śledczej. Dowiadujemy się chociażby, że od wczesnej młodości, ubóstwiając Lekcję anatomii doktora Tulpa, chciała skierować swoje kroki na medycynę, by później, wskutek splotu okoliczności, zostać policjantką. To błyskotliwa i inteligentna kobieta. Druga historia to opowieść o losach, tych obecnych i tych minionych, Wiktora Krzesima - Polaka, od trzydziestu lat prowadzącego antykwariat w Amsterdamie. Specjalizuje się w książkach z gatunku klasyki literatury oraz literatury Europy Środkowej i Wschodniej. To dziwny i zakochany w książkach człowiek:

Przestałem zamawiać nowe tytuły. Nie mogę przecież im tego zrobić - moim drogim, wiernym książkom. Nie śmiałbym postawić ich w sąsiedztwie lśniących grzbietów bestsellerów wyszykowanych jak na galę, z tandetną, złotą biżuterią liter.
Jest i trzecia klientka, Żydówka - Marianna. Jest stałą klientką Wiktora, ten zaś kocha ją nawet bardziej niż swoje książki. Marianna składa u niego sporo indywidualnych zamówień, antykwariusz zaś sprowadza dla niej książki z zagranicy, zaniżając przy okazji ceny i biorąc na siebie koszty wysyłki. Ot, taki wyraz miłości.

Księgobójca to opowieść o ludziach nietuzinkowych. W ich przemyśleniach i refleksjach pojawia się sporo przemyśleń filozoficznych, sporo wspomnień historycznych i kulturowych. W tym miejscu duży plus dla autorki, której udało się przemycić to w fascynujący, erudycyjny i zręczny sposób. Drugi plus za język, jeśli tylko przywiązuje się wagę do sprawności językowej autorów. Można by powiedzieć, że pisarz, czyli ktoś, kto "robi w słowie”, z definicji językiem posługiwać się powinien dobrze. Niestety, nie jest to wcale tak oczywiste w dzisiejszych czasach - wystarczy przypomnieć sobie moją recenzję potworka językowego spod pióra Sandry Feeser: tutaj. Księgobójca jest zupełnie inny pod tym względem.

Książka nie wyróżnia się najbardziej wartką akcją, ale nic dziwnego, gdyż - jak wspomniałam wcześniej - osoby, które oczekują kryminału, z gruntu popełniają poważny, trochę bezmyślny błąd. Zbrodnia jest dla Mai Wolny tylko pretekstem, aby opowiedzieć o życiu i szaleństwie, o miłości, historii, przeszłości i o tym, jak oczekiwania rozjeżdżają się z rzeczywistością. To powieść pełna refleksji.

W rozważaniach Wiktora pojawia się sporo przemyśleń na temat książek, czytania i czytelnika. To ważne w kontekście obecnych promocji czytelnictwa wykoślawionych do granic możliwości i przybierających wymiar akcji „Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka” czy „Czytanie jest sexy”. Wiktor jest człowiekiem, który w żaden sposób nie zrozumiałby takiego działania. Nie zrozumiałby też zapełniania półek nowościami „żeby mieć”. Nie chodzi tu tylko o książki. Generalnie obserwuje tendencję do zawalania naszych domów i umysłów „rupieciami”. Wiktor uważa, że prawdziwy czytelnik to człowiek, który dzisiaj jest na wagę złota, i tylko takich przyciąga. Swoich klientów poznaje, zna ich życie, nawyki, problemy.

Mamy tu refleksje o polskości i Polakach skonfrontowane z realiami Amsterdamu, mnóstwo nawiązań do literatury, filozofii oraz znanych życiorysów, choćby Spinozy. O polskości mówi się przez pryzmat tak lubianej przeze mnie historii prywatnej: opowieść o kompleksie ojca, o niejednoznacznej relacji z matką, o dzieciństwie w towarzystwie literatury. Przywołując to wszystko, Wiktor zestawia polskość z mentalnością Amsterdamu: dawnego i obecnego. Ubolewa, że dzisiaj do Amsterdamu przyjeżdża się po zapas białego proszku i halucynacji, dla równowagi próbuje nam zatem pokazać, że można na stolicę Holandii patrzeć inaczej. Razem z nim wędrujemy po mieście i oglądamy Oude Kerk z grobem żony Rembrandta, Vondelpark. Znajdziemy tu opowieść o tym, jak Piotr I zakochał się w Amsterdamie do tego stopnia, iż postanowił skopiować go w Rosji. Mamy historyczne odwołania, przywołanie wydarzeń znad Wisły, całą gamę emocji.

Polecam wszystkim, którzy oczekują od literatury barwności i niesztampowości i punktu wyjścia do własnych przemyśleń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz