Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 3 sierpnia 2017

Zbrodnia w opakowaniu. "Kokony" Ule Hansen

źródło: Booklips

Ule Hansen to pseudonim, pod którym ukrywa się duet amerykańsko-niemiecki: Astrid Ule oraz Eric Hansen. Wspólnie stworzyli już kilka książek opartych na faktach oraz scenariuszy, zaś omawiane Kokony to pierwszy thriller sygnowany ich nazwiskami.

Ponownie popełniłam straszliwy błąd, gdyż, zanim opublikowałam recenzję, postanowiłam poczytać inne i w konsekwencji musiałam do opisu przygotowanego przeze mnie powrócić, aby go nieco zmodyfikować.

Kokony są zdecydowanie innym kryminałem i bardzo trudno jest mi się zgodzić z opinią, że jest to powieść powstała na skutek mody na pewne wątki. Owszem, wątek profilowania i psychologii w kryminalistyce jest modny od paru ładnych lat, jednak w Kokonach zostaje pokazany z zupełnie innej perspektywy niż w innych książkach pisanych w tym temacie czy choćby popularnych serialach, takich jak CSI czy Mentaliście. Zacznijmy jednak od głównej bohaterki.
                 
Emma Carow to młoda, ambitna kobieta. Nie jest policjantką, ale nie jest też profilerką. Kilkakrotnie w toku książki podkreśla, że nie ma czegoś takiego jak profiler. Istnieje natomiast osoba określona mianem analityka. Szkoda, że autorzy książki (czy tłumacz, bo to też możliwe) zapominają o tej konsekwencji i mniej więcej od połowy książki Emma sama siebie nazywa profilerką. Emma jest osobą inteligentną, nastawioną na cel i na sukces. Autorzy, tworząc kreację Emmy, inspirowali się trochę ogranym już schematem głównego bohatera z problemami. Do tej pory był to doświadczony, przepity policjant - vide: Hjorth/Rosenfeldt - tutaj mamy kobietę z traumą. Czegokolwiek by jednak o śledczej nie mówić, na pewno nie jest postacią nijaką i płaską. Zauważyć należy też, że nie jest jednoznaczna. W połowie książki zaczynam darzyć ją niechęcią, aby później współczuć, polubić i znów znielubić... Emma nie jest kryształowa. Prowadzi przepychankę z nowym współpracownikiem, Felixem Schreinerem, walczy z demonami przeszłości i podejmuje działania o wątpliwie moralnej wartości. To wszystko, w zalewie kompletnego braku pogłębiania psychologii kreowanych osób i wydarzeń spod znaku „każdy może pisać kryminał”, zdecydowanie zaliczyć należy na plus.

Na plus zaliczam również sposób pokazania pracy śledczej. Trochę przypomina mi on francuski serial kryminalny „Profilage”. Emma jest zresztą nieco podobna do Cloe. Główna bohaterka „Kokonów” bardzo drobiazgowo pokazuje nam swoją pracę, włącznie z zapisywaniem haseł kluczowych na tablicy i przyklejaniem wszędzie słynnych żółtych karteczek. Opowiada innym o swojej pracy, dzięki czemu mamy okazję poznać psychologiczne definicje i zależności. Przeprowadziłam poszukiwania i okazuje się, że rzeczywiście są one zgodne z rzeczywistym stanem wiedzy psychologicznej, a więc kolejny plus dla autorów za odrobienie lekcji.

Mnie, ze względu na zainteresowania, przyciągnął fragment, w którym analizę kryminalistyczną i docieranie do zabójcy po ofiarach przyrównuje się do badań językoznawczych.
Porównuje się słownictwo dwóch języków i szuka zbieżności. Jeśli jest ich dużo, najprawdopodobniej istnieje między nimi genetyczne pokrewieństwo [...] Najstarszym przodkiem niemieckiego jest język praindoeuropejski, w którym przez ostatnie parę tysięcy lat nikt nie mówił, nie czytał ani nie pisał. Język ten kompletnie wymarł, całkowicie, nie zostawiając po sobie ani śladu. [...] Dzięki porównaniu wszystkich znanych języków wywodzących się z języka praindoeuropejskiego możemy z dużym prawdopodobieństwem zrekonstruować ten wymarły język. Są naukowcy, którzy naprawdę mogą się dziś porozumiewać z języku praindoeuropejskim.
Oczywiście, historia zbrodni opowiedzianej w Kokonach jest mało prawdopodobna, dając autorom przyzwolenie na licentia poetica, śmiało mogę książkę polecić jako przyzwoity i interesujący kryminał. Jeśli pojawiłaby się druga część (a wiele wątków pozostało niedomkniętych), z całą pewnością sięgnęłabym po nią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz