Tej książce mówię zdecydowane: Tak.
Każdy, kto kiedykolwiek mieszkał w wynajmowanym
mieszkaniu, doskonale zna te klimaty. Ja ciągle w wynajmowanych mieszkaniach
pomieszkuję i, cóż, w swoich doświadczeniach także mam niejedno, którego za
darmo bym nie wzięła, a co dopiero za opłatą.
- Tu wszędzie mamy kolorowe ściany, chcieliśmy, żeby było tak wesoło - było to pierwsze z dwóch zdań, które podczas całej mojej wizyty wypowiedział właściciel.
Trudno powiedzieć, czy ten zestaw kolorystyczny mógł poprawić komuś humor. Ściany w przedpokoju były pomarańczowe, w kuchni czerwone. Na półkach stały rzędem tęczowe garnuszki, na lodówce zwierzątka, pokoik dziecięcy był żółto-zielony [...] W żółto-fioletowej łazience woda napuszczona do wanny wydała mi się niepokojąco seledynowa. W dużym pokoju ściany zastawione półkami od góry do dołu przypominały mury Alhambry. Dywan w kwieciste burgundowo-zgniłozielone ornamenty zasłaniał cały parkiet, łóżko ukryto pod równie wzorzystą narzutą.
Narratorka Upiora w bloku strona po
stronie prezentuje nam swoje mieszkaniowe doświadczenia. Wędruje z PRL-owskich
bloków do zupełnie nowego budownictwa i wszędzie napotyka na koszmarki w
postaci przeraźliwej zbieraniny mebli, sąsiadów z ich ryczącymi telewizorami i
pokręconymi biografiami. To trzydzieści opowieści o dziwactwach nas wszystkich - bo jest trochę tak, że sami z siebie się śmiejemy, o historii budynków, wciągająca opowieść o windzie i międzyludzkich relacjach.
[...] a na jak długo, a że nie ma parkingu, bo wynajął komuś niezależnie, a czym dam mu odpowiedź od razu, bo w jego świecie idealnym ta odpowiedź byłaby od razu, i że on sam wynajmuje na Mokotowie, bo chce być bliżej Wilanowa, gdzie mieszka jego córka z żoną. Z córka on nie mieszka, bo ma narzeczoną, która nie jest matką i z którą już był po tym, jak był z żoną, ale chciałby z nią zamieszkać po pół roku, gdyby żona się zgodziła i wtedy musiałabym się wyprowadzić. Próbowałam gdzieś dojrzeć koniec tego motka, ale było to trudne.
Na plus zapisać należy język -
dynamiczny, zmieniający się na przestrzeni książki i dopasowujący do postaci i
okoliczności. Atutem jest również niesamowity humor, w dużej mierze słowny. Nie
brakuje ironii i to poprowadzonej w sposób sympatyczny. I wreszcie: „kryminałki
mieszkaniowe”, bo taki w końcu jest podtytuł to wspaniała galeria osobliwości:
- Pani wybaczy, nie zdążyłem pozmywać. Przygotowywałem spaghetti al pomodoro fresco. Zawsze jest przy tym trochę zmywania - wstawiona do kosza butelka po winie i wyczuwalny smród przypalonej kiełbasy świadczyły o tym, że sos był co najmniej bretoński, ale mniejsza o to, pomyślałam. [...] Dowiedziałam się jeszcze, że lubi sobie w sobotnie przedpołudnie przeprać i wyprasować koszule, relaksuje go sprzątanie, uwielbia gotować i zmywać, zawsze był wzorowym uczniem, opiekuje się babcią, bardzo tęskni za synkiem, ale matka, niestety, zabroniła mu spotkań [...]. I nagle!- Kurwa mać, zamkniesz to okno, chuju pierdolony, bo jak nie to ci zaraz pierdolnę!Wszystkie „ą” i „ę” skuliły ogonki.
To nie jedyna charakterologiczna osobliwość, a
wszystkie bawią równie mocno.
Gorąco polecam na poprawę humoru
i nie tylko. Zgadzam się, że książka nie ma w sobie skomplikowanej fabuły i filozoficznych
przemyśleń, ale nie tego oczekiwałam. Oczekiwałam humoru i czegoś nawiązującego
do fanpage’a Chujowe mieszkania do wynajęcia. Dokładnie to znalazłam.
Widzę, że mamy wspólne pasje - czytanie i gotowanie :)
OdpowiedzUsuńMamy, mamy :) Tylko moje potrawy nie wychodzą tak fotogeniczne jak Twoje :)
UsuńZapraszam często. Ja u Ciebie regularnie bywam i dostaję ślinotoku.