Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 18 września 2017

O tym, że kryminał nie zawsze jest dobrym pomysłem... Nina Majewska-Brown i jej "Grzech"

wydawnictwo: Rebis
Ostrzegam: nie wiem do końca, co przeczytałam. Nie wiem, chociaż bardzo się starałam, żeby dokończyć tą absurdalną lekturę. Jest to dopiero pierwsza powieść kryminalna (a właściwie „kryminalna”) autorki. Mam nadzieję, że ostatnia w tym gatunku, bo podobno jej wcześniejsza twórczość została dobrze przyjęta (nie wiem, nie czytałam). Nina Majewska-Brown ma na swoim koncie dwie powieści obyczajowe i notatnik kucharski (cokolwiek to jest). Nie chcąc nikogo obrazić określeniem „literatury dla kucharek”, sugeruję, że może przy tym notesie kulinarnym trzeba było pozostać.

Główną bohaterką Grzechu jest nauczycielka, Aleksandra, która na co dzień ma więcej problemów niż włosów na głowie. Problemy finansowe, problem z córką, mąż odszedł do młodszej i zafundował sobie nowe dziecko... To wszystko sprawia, że można złapać gorszy nastrój. Na dodatek Aleksandra ukrywa mroczny sekret w postaci urodzonej w nastoletnim wieku córki, którą oddała do adopcji. Pewnego razu podczas telewizyjnej relacji z miejsca morderstwa Aleksandra dostrzega dziewczynę jako żywo podobną do niej. Oczywiście, momentalnie uznaje, że jest to jej biologiczna córka i postanawia wyruszyć jej tropem (właściwie nie wiemy, w jakim celu, bo motywacje bohaterki nie są jasne: chce się spotkać, porozmawiać, zrujnować życie?).

Nina Majewska-Brown wykorzystała w tej książce wszystkie popularne motywy, przemielone w książkach kryminalnych i powypluwane już tysiące razy. Mamy kobietę samotną, dręczoną przeszłością, mamy nieokrzesaną nastolatkę, mamy wiejski klimat i zbrodnie wrzucone w tę sielankowość. Nieduża społeczność, gdzie wszyscy wszystkich znają, obowiązkowy sklep spożywczy i ksiądz... Znacie to? Ja znam i myślę sobie, że autorka tak skupiła się na tym, żeby wykorzystać to wszystko, dorzucając obowiązkowego trupa, który jest mało widoczny i ściele się rzadko, że zabrakło jej siły na to, by cała reszta książki miała sens.

Do samego końca mam wrażenie, że czytam jakąś kiepsko napisaną obyczajówkę z wątkiem kryminalnym w tle: połączenie Katarzyny Puzyńskiej z Katarzyną Grocholą. Na okładce znaleźć można informację, że to kolejna „polska Läckberg” i, szczerze powiedziawszy, powoli zaczynam reagować alergicznie na zabiegi marketingowe wydawców, traktujące polskich czytelników jak idiotów. Ustosunkowywałam się już wielokrotnie do chwytów, polegających na okrzyknięciu kogoś „polską Christie” czy „Läckberg” właśnie i w swoich recenzjach wskazuję wielokrotnie, że nie trzeba bawić się w eksploatację przemiksowanych już wątków, żeby napisać wartościowy i polski kryminał w miejsce jakiejś zagranicznej, marnej kopii, w większości oryginałowi nie dorastającej do pięt. Dowodem niech będzie choćby omawiany przeze mnie Krzysztof Bochus, o którego pierwszej książce pisałam tutaj, a drugą będę omawiać niebawem.

Przez większość czasu poświęconego na lekturę Grzechu mam wrażenie, że główna bohaterka jest neurotyczną kretynką, która w wielkomiejskich klimatach biadoli nad tym, iż jej córka obraca się w złym towarzystwie, natomiast gdy tylko pojawia się na wsi, nie ma kompletnie żadnego problemu z tym, że nastolatka włóczy się w nocy samochodem z najbardziej szemraną lokalną ekipą. 

Samą książkę czyta się bardzo trudno. Nina Majewska-Brown postanowiła wykorzystać metodę przedstawiania tej samej sprawy za pomocą różnych punktów widzenia. Niestety, już w kontekście „Pieśni Lodu i Ognia”, gdzie udało się to zrobić perfekcyjnie, pisałam, że jest to schemat bardzo trudny do opanowania, a jego realizacja rzadko kończy się sukcesem. Autorka w swoim opisywaniu wiejskiej społeczności nie tylko przedstawia nam różne punkty widzenia, ale także opisuje w nich wszystko, co przyszło jej na myśl. Nieważne, czy to jest istotne, czy kompletnie zbędne. Wszelkie wątki społeczne, zależności, zaszłości i wzajemne pretensje - wszystko mamy wywalone na karty powieści na raz.

Po pierwsze, nie jest to kryminał. Po drugie, zakończenie ani mnie nie zaskoczyło, ani nie zachwyciło. Po trzecie, zamysł kryminalnej intrygi jest bez sensu. Po czwarte wreszcie, jako obyczajówka „Grzech” też jest kiepski. Nie czytałam innych powieści pani Majewskiej-Brown, mam nadzieję, że są lepsze, choć samodzielnie sprawdzać tego nie zamierzam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz