Łączna liczba wyświetleń

sobota, 30 września 2017

Nowy Nesbø? Drugi Larsson? Prawie jak Mankell? Nie, to po prostu Ahnhem

wydawnictwo: Marginesy
Zabierałam się jak pies do jeża, ponieważ ostatnimi recenzjami wydawniczymi kryminałów, które przewijały się przez moje ręce, czułam się w większości przypadków oszukana. Jak więc po raz kolejny uwierzyć, że Stefan Ahnhem jest lepszy niż Nesbø, Larsson czy Mankell? Z całej tej trójcy szczególnie lubię właściwie tylko ostatniego pana i... Cóż, w przypadku Stefana Ahnhema aż tak dobrze nie jest. Co nie znaczy, że jest źle, wprost przeciwnie.


Ofiara bez twarzy Stefana Ahnhema to pierwszy tom cyklu. Na pierwszych kartach powieści poznajemy Fabiana Riska. To właśnie jego postać - między innymi - stanowić będzie oś serii. Jest policjantem, który po wielu latach powraca do swojej rodzinnej miejscowości - niewielkiego Helsingborga, porzuciwszy pracę w sztokholmskim wydziale. Między wierszami wyczytać możemy, że nie była to do końca jego decyzja, a dodatkowo nałożył się na nią szkodliwy dla sytuacji rodzinnej romans. Szczegółów jednak nie poznamy - temu wątkowi autor poświęci osobną powieść, stanowiącą prequel wydarzeń opisywanych w Ofierze bez twarzy. Na razie czytelnikowi wystarczyć musi wiedza, że przenosiny uratować mają zarówno i karierę, i rodzinę Fabiana.

Już w pierwszym dniu, tuż po wniesieniu przeprowadzkowych pudeł do domu Fabian zostaje wezwany do pracy. Oto staje w obliczu zbrodni, której ofiarą zupełnie niespodziewanie pada jego szkolny kolega. Ponieważ mamy tu do czynienia z mordercą seryjnym, szybko okaże się, że cały plan mordercy został osnuty wokół dawnej szkolnej klasy śledczego i wszyscy, którzy byli wówczas jej uczniami, są zagrożeni.

W książce Ahnhema przede wszystkim podoba mi się plan. Na mojej półce leżą dwie kolejne książki cyklu, a ja już teraz mam świadomość, że nie zostały one napisane dlatego, że pierwszy tom sprzedał się świetnie i trzeba było odcinać kupony od wyników, a dlatego, że od początku zostały zaplanowane jako cykl. Losy głównego bohatera oraz innych postaci poznajemy w takim zakresie, w jakim są nam potrzebne, będąc jednocześnie przekonanym, że kolejne części będą demonstrować nam coraz większy wycinek życia i odpowiadać na kolejne pytania. Taką rolę niewątpliwie pełni także wspominany przeze mnie wcześniej prequel. Nie jestem fanką wątków obyczajowych w kryminałach, o ile nie są konieczne dla śledztwa, tutaj jednak są. To także duży plus powieści.

Ahnhem w bardzo sprawny sposób obrazuje nam społeczeństwo. Poznajemy postaci z ich wadami, pokazuje nam mechanizmy rządzące maskulinistycznym społeczeństwem policji, prezentuje obojętność otoczenia wobec nękania dziecka w środowisku szkolnym czy choćby trudności w zauważeniu niepokojących zmian u nastolatka. To wszystko jest dość mocno rozbudowane, podobnie jak charaktery poszczególnych postaci.Nie do końca mi one jednak odpowiadają. Fabian Risk z jednej strony jest kreowany na policjanta wymykającego się obowiązkowym regułom. Swojej nowej szefowej podpada już na samym początku, gdy postanawia podjąć działanie po swojemu, nie mówiąc jej wszystkiego. Ma to sens, bo jego akcje przynoszą efekt, choć trochę razi mnie, że poza Fabianem i duńską policjantką cała reszta zespołu przedstawiona jest jako osoby bardzo nieudolne, nie potrafiące posunąć śledztwa na przód. Z drugiej strony Fabian jest kompletną pierdołą w życiu prywatnym. Naraża swoją żonę na przykrości, nie dotrzymuje obietnic, wikła się w dziwne akcje i układy. Wiele z jego działań powoduje w czytelniku irytację i złość.

W książce bardzo drażnią mnie również wypowiedzi „od strony mordercy”. Jeśli metoda opowiadania za pomocą punktów widzenia nie ma za zadania rozszerzać perspektywy, uważam ją za zbyteczną. Tutaj rozdziały te niczego nie dodają, pokazują tylko problem inaczej i dlatego działają na mój odbiór książki niekorzystnie. Rozbijają tok opowieści. Sama narracja jest jednak prowadzona zręcznie. Kiedy w połowie książki dowiadujemy się, kto zabijał, i zastanawiamy się, jaki jest sens pisania dalszych rozdziałów, autor prowadzi akcję w taki sposób, że sens ów jednak dostrzegamy, a cała intryga wcale nie staje się czymś zamkniętym i jednoznacznym.

Ofiara bez twarzy to niezła książka, ale raczej nie dla kryminalnego konesera zaprawionego już w lekturze. Taki może poczuć się nieco zawiedziony, zwłaszcza uzyskawszy informację, że Ahnhem jest scenarzystą serialu o Kurcie Wallanderze. Fabianowi Riskowi do Kurta brakuje jednak dużo, Ahnhemowi zaś tyle samo do Mankella. Ja osobiście jednak uważam Mankella za perfekcyjnego w swojej dziedzinie, nie jest więc wielką zbrodnią odbiegać od perfekcji. Całość lektury uważam za przyjemną, a książkę godną polecenia. Sięgajcie po nią zatem, jako i ja po drugą część sięgam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz