wydawnictwo: Marginesy |
Zabierałam się jak pies do jeża, ponieważ
ostatnimi recenzjami wydawniczymi kryminałów, które przewijały się przez moje
ręce, czułam się w większości przypadków oszukana. Jak więc po raz kolejny uwierzyć, że Stefan Ahnhem jest
lepszy niż Nesbø, Larsson czy Mankell? Z całej tej trójcy szczególnie
lubię właściwie tylko ostatniego pana i... Cóż, w przypadku Stefana Ahnhema aż
tak dobrze nie jest. Co nie znaczy, że jest źle, wprost przeciwnie.
Ofiara bez twarzy Stefana Ahnhema to pierwszy tom cyklu. Na pierwszych kartach powieści
poznajemy Fabiana Riska. To właśnie jego postać - między innymi - stanowić będzie oś serii. Jest policjantem, który po wielu latach powraca do swojej
rodzinnej miejscowości - niewielkiego Helsingborga, porzuciwszy pracę w
sztokholmskim wydziale. Między wierszami wyczytać możemy, że nie była to do
końca jego decyzja, a dodatkowo nałożył się na nią szkodliwy dla sytuacji
rodzinnej romans. Szczegółów jednak nie poznamy - temu wątkowi autor poświęci
osobną powieść, stanowiącą prequel wydarzeń opisywanych w Ofierze bez twarzy.
Na razie czytelnikowi wystarczyć musi wiedza, że przenosiny uratować mają
zarówno i karierę, i rodzinę Fabiana.
Już w pierwszym dniu, tuż po
wniesieniu przeprowadzkowych pudeł do domu Fabian zostaje wezwany do pracy. Oto staje w obliczu
zbrodni, której ofiarą zupełnie niespodziewanie pada jego szkolny kolega.
Ponieważ mamy tu do czynienia z mordercą seryjnym, szybko okaże się, że cały
plan mordercy został osnuty wokół dawnej szkolnej klasy śledczego i wszyscy, którzy byli
wówczas jej uczniami, są zagrożeni.
W książce Ahnhema przede
wszystkim podoba mi się plan. Na mojej półce leżą dwie kolejne książki cyklu, a
ja już teraz mam świadomość, że nie zostały one napisane dlatego, że pierwszy
tom sprzedał się świetnie i trzeba było odcinać kupony od wyników, a dlatego,
że od początku zostały zaplanowane jako cykl. Losy głównego bohatera oraz
innych postaci poznajemy w takim zakresie, w jakim są nam potrzebne, będąc
jednocześnie przekonanym, że kolejne części będą demonstrować nam coraz większy
wycinek życia i odpowiadać na kolejne pytania. Taką rolę niewątpliwie pełni
także wspominany przeze mnie wcześniej prequel. Nie jestem
fanką wątków obyczajowych w kryminałach, o ile nie są konieczne dla śledztwa,
tutaj jednak są. To także duży plus powieści.
Ahnhem w bardzo sprawny sposób
obrazuje nam społeczeństwo. Poznajemy postaci z ich wadami, pokazuje nam
mechanizmy rządzące maskulinistycznym społeczeństwem policji, prezentuje
obojętność otoczenia wobec nękania dziecka w środowisku szkolnym czy choćby
trudności w zauważeniu niepokojących zmian u nastolatka. To wszystko jest dość
mocno rozbudowane, podobnie jak charaktery poszczególnych postaci.Nie do końca mi one jednak
odpowiadają. Fabian Risk z jednej strony jest kreowany na policjanta
wymykającego się obowiązkowym regułom. Swojej nowej szefowej podpada już na
samym początku, gdy postanawia podjąć działanie po swojemu, nie mówiąc jej
wszystkiego. Ma to sens, bo jego akcje przynoszą efekt, choć trochę razi mnie,
że poza Fabianem i duńską policjantką cała reszta zespołu przedstawiona jest
jako osoby bardzo nieudolne, nie potrafiące posunąć śledztwa na przód. Z drugiej strony Fabian jest
kompletną pierdołą w życiu prywatnym. Naraża swoją żonę na przykrości, nie
dotrzymuje obietnic, wikła się w dziwne akcje i układy. Wiele z jego działań
powoduje w czytelniku irytację i złość.
W książce bardzo drażnią mnie również wypowiedzi „od strony mordercy”. Jeśli metoda opowiadania za pomocą punktów widzenia nie ma za zadania rozszerzać perspektywy, uważam ją za zbyteczną. Tutaj rozdziały te niczego nie dodają, pokazują tylko problem inaczej i dlatego działają na mój odbiór książki niekorzystnie. Rozbijają tok opowieści. Sama narracja jest jednak prowadzona zręcznie. Kiedy w połowie książki dowiadujemy się, kto zabijał, i zastanawiamy się, jaki jest sens pisania dalszych rozdziałów, autor prowadzi akcję w taki sposób, że sens ów jednak dostrzegamy, a cała intryga wcale nie staje się czymś zamkniętym i jednoznacznym.
Ofiara bez twarzy to niezła książka, ale raczej nie dla kryminalnego konesera zaprawionego już w lekturze. Taki może poczuć się nieco zawiedziony, zwłaszcza uzyskawszy informację, że Ahnhem jest scenarzystą serialu o Kurcie Wallanderze. Fabianowi Riskowi do Kurta brakuje jednak dużo, Ahnhemowi zaś tyle samo do Mankella. Ja osobiście jednak uważam Mankella za perfekcyjnego w swojej dziedzinie, nie jest więc wielką zbrodnią odbiegać od perfekcji. Całość lektury uważam za przyjemną, a książkę godną polecenia. Sięgajcie po nią zatem, jako i ja po drugą część sięgam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz