Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 5 października 2017

Krzysztof Bochus: mrocznie, opisowo, wciągająco... "Martwy błękit"

wydawnictwo: Muza
Tylko moi domownicy wiedzą, jak bardzo czekałam na tę książkę. Pech chciał, że gdy w końcu do mnie dotarła, sama sobie kradłam czas, aby móc ją przeczytać, tak wszystko spiętrzyło się naraz. Postępek jednak wart był efektu, a lektura udowodniła, że czasem warto poczekać, aby się doczekać.

Martwy błękit Krzysztofa Bochusa stanowi kontynuację Czarnego manuskryptu, o którym pisałam tutaj. Przypomnę tylko, że Christian Abell jako kreacja literacka zachwycił mnie od pierwszych stron, a osadzenie akcji w okolicach malborskiego Zamku Krzyżackiego musiało zadziałać na fantazje osoby, która jeździ tam przynajmniej raz do roku. Czyli mnie. W przypadku Martwego błękitu jest równie dobrze.

Tym razem śledczy Christian Abell musi wyjaśnić sprawę śmierci Saula Rottenberga - żydowskiego kolekcjonera. Nie bez znaczenia jest fakt, że postrzegany był jako „dobroczyńca wielu inicjatyw charytatywnych. Osoba ustosunkowana i wpływowa”. Początkowo wszystko wskazuje na to, że popełnił samobójstwo dręczony wyrzutami sumienia.
Ciało zostało znalezione przez pokojówkę kilka minut po siódmej rano. Drzwi były zamknięte od wewnątrz. Służba zwyczajowo spała poza domem w oddalonej o sto metrów przybudówce. Nie znaleźliśmy żadnych śladów wskazujących na udział osób trzecich. Rottenberg zostawił list, w którym tłumaczy motywy swojego czynu.
Abell ma jednak wątpliwości - zbyt wiele rzeczy nie pasuje do takiego obrazka, a sam list pożegnalny wydaje się być napisany nie do końca szczerze i dobrowolnie. Od tego momentu w samym śledztwie nic oczywiste nie będzie. Przedrzeć się trzeba przez nieoczywiste wątki korupcji, szantażu, Kabały i rodzinnych tajemnic, opowieści ze świata historii sztuki.

Dla mnie Krzysztof Bochus jest przede wszystkim mistrzem obrazowania. Czy znacie to uczucie, gdy - czytając kryminały Agathy Christie - wyobrażacie sobie miejsce akcji i wnętrze, przywiązując przy tym dużą wagę do szczegółu? Wszystko bowiem może być ważne dla śledztwa. Jeśli tak, to wiecie, o czym mówię. Podobnie jest w przypadku powieści Krzysztofa Bochusa, a ta perfekcyjna obrazowość świadczy o ogromnej skrupulatności autora i dbałości o szczegóły.

Tę pieczołowitość Bochusa widać również w kreowaniu tła historycznego. To nie jest sfabularyzowany dokument, a mimo to bardzo realistyczny jest cały świat przedstawiony. Historyczne nazwy ulic przenoszą nas w tamte czasy i - choć nie próbowałam - przypuszczam, że eksperyment czytania tych powieści z rozłożoną mapą historyczną miasta byłby równie udany, co w przypadku Wieszania Rymkiewicza. Czytelnik ma nawet do czynienia ze swego rodzaju ustępami publicystycznymi, gdy śledzi rozmowy bohaterów na temat sytuacji społeczno-politycznej, idei Hitlera, problemu żydowskiego. Pisarz nie przyklepuje tych tematów, lecz próbuje pokazać różne punkty widzenia, co jest niewątpliwie świetnym przyczynkiem do własnych rozważań w temacie i wyzwaniem intelektualnym.

U Bochusa odpowiedź na pytanie "kto i dlaczego zabił" jest równie ważna, jak świetny język, plastyczność opisu, drobiazgowość, ciekawe opowieści o dziełach sztuki, Kabale i przeszłości. Jedyny problem, jaki mam, polega na tym, że każda inna lektura pozostawia niedosyt, a trzeciego tomu przygód Christiana jeszcze nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz