wydawnictwo: Muza |
Tylko moi domownicy wiedzą, jak bardzo czekałam na tę książkę. Pech chciał, że gdy w końcu do mnie dotarła, sama sobie kradłam czas, aby móc ją przeczytać, tak wszystko spiętrzyło się naraz. Postępek jednak wart był efektu, a lektura udowodniła, że czasem warto poczekać, aby się doczekać.
Martwy błękit Krzysztofa Bochusa stanowi
kontynuację Czarnego manuskryptu, o którym pisałam tutaj. Przypomnę tylko, że Christian Abell jako kreacja literacka zachwycił mnie od pierwszych stron, a osadzenie akcji w okolicach malborskiego Zamku Krzyżackiego musiało zadziałać na fantazje osoby, która jeździ tam przynajmniej raz do roku. Czyli mnie. W przypadku Martwego błękitu jest równie dobrze.
Ciało zostało znalezione przez pokojówkę kilka minut po siódmej rano. Drzwi były zamknięte od wewnątrz. Służba zwyczajowo spała poza domem w oddalonej o sto metrów przybudówce. Nie znaleźliśmy żadnych śladów wskazujących na udział osób trzecich. Rottenberg zostawił list, w którym tłumaczy motywy swojego czynu.
Abell ma
jednak wątpliwości - zbyt wiele rzeczy nie pasuje do takiego obrazka, a sam
list pożegnalny wydaje się być napisany nie do końca szczerze i dobrowolnie. Od
tego momentu w samym śledztwie nic oczywiste nie będzie. Przedrzeć się trzeba
przez nieoczywiste wątki korupcji, szantażu, Kabały i rodzinnych tajemnic, opowieści ze świata historii sztuki.
Dla mnie Krzysztof Bochus jest przede
wszystkim mistrzem obrazowania. Czy znacie to uczucie, gdy - czytając kryminały Agathy
Christie - wyobrażacie sobie
miejsce akcji i wnętrze, przywiązując przy tym dużą wagę do szczegółu?
Wszystko bowiem może być ważne dla śledztwa. Jeśli tak, to wiecie, o czym mówię. Podobnie jest w przypadku powieści Krzysztofa Bochusa, a ta perfekcyjna obrazowość świadczy
o ogromnej skrupulatności autora i dbałości o szczegóły.
Tę pieczołowitość Bochusa widać
również w kreowaniu tła historycznego. To nie jest sfabularyzowany dokument, a mimo to bardzo realistyczny jest cały świat przedstawiony. Historyczne nazwy ulic przenoszą nas w tamte czasy i - choć nie próbowałam - przypuszczam, że eksperyment czytania tych powieści z rozłożoną mapą historyczną miasta byłby równie udany, co w przypadku Wieszania Rymkiewicza. Czytelnik ma nawet do czynienia ze swego rodzaju ustępami publicystycznymi, gdy śledzi rozmowy bohaterów
na temat sytuacji społeczno-politycznej, idei Hitlera, problemu
żydowskiego. Pisarz nie przyklepuje tych tematów, lecz próbuje pokazać różne
punkty widzenia, co jest niewątpliwie świetnym przyczynkiem do własnych
rozważań w temacie i wyzwaniem intelektualnym.
U Bochusa odpowiedź na pytanie "kto i dlaczego zabił" jest równie ważna, jak świetny język, plastyczność opisu, drobiazgowość, ciekawe opowieści o dziełach sztuki, Kabale i przeszłości. Jedyny problem, jaki mam, polega na tym, że każda inna lektura pozostawia niedosyt, a trzeciego tomu przygód Christiana jeszcze nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz