Łączna liczba wyświetleń

sobota, 21 października 2017

Dla kobiet, dla krakusów, dla miłośników literackich wtrętów... "Teoria zakalca Dagny Przybyszewskiej"

wydawnictwo Muza
Pojęcia nie mam, dlaczego o tej książce w ogóle nie było głośno. Trafiłam na nią zupełnie przypadkiem i, przyznaję, zaintrygował mnie przede wszystkim tytuł. Po lekturze: polecam całym sercem. Z humorem, z przymrużeniem oka i z optymizmem potraktowana opowieść o układaniu sobie życia i zaczynaniu od nowa.

Marta z pozoru wiedzie egzystencję bajkową. Jest narzeczoną Andrew - człowieka sukcesu, specjalisty od PR-u i savoir-vivre’u. Ma komfort zarabiania „na waciki”. Prawdopodobnie mogłaby się o nic nie martwić. W  rzeczywistości jednak Marta jest niespełnioną autorką metafizycznego kryminału pt. Leprechaun z kromlechów Lisseyviggen, który został odrzucony przez dwanaście wydawnictw. Dzieła jej życia nie docenia ani jej narzeczony, który nie zrozumiał, kto zabił i kto zabity został, ani wydawcy, mający w ofercie publikacje pt. Byłam konkubiną proboszcza w Bieszczadach. W sumie nic dziwnego, skoro autorce udało się zabić narratora w połowie książki... Marta przynosi Andrew wstyd, bo nie wpasowuje się w najmodniejsze, obowiązujące na warszawskich salonach kreacje i do pięt nie dorasta Jowicie - współpracownicy swego ukochanego.

Superego chce zademonstrować powściągliwość, umiar, obycie, obejrzeć obrazy na ścianach i spytać kogoś z obsługi o ich historię, wypytać tych, co mają dzieci, o dzieci, tych z kotami, o koty, przywitać się ze znajomymi, okazać maniery, poczekać na resztę gości z rozpoczęciem konsumpcji, dyskutować o ostatnim filmie Kim Ki-duka. Id pragnie koreczków. A także łososia na zimno, oklapniętych sałatek, ryb w galarecie, hiszpańskich szynek, zeschłego chleba, blinów, kawałków melona, wina, sherry, jeszcze więcej wina i wszystkich koreczków ze stołu. Nie wiadomo, dlaczego tak się dzieje. Ostatecznie, trudno znaleźć osobę przy zdrowych zmysłach, która w porze obiadu myśli: „Dobra, to co dziś zjem? Już wiem: winogrono, kabanos i camembert przebite wykałaczką”. Marta znała pasjonatów, którzy w domu piekli chleby i przyrządzali confit z kaczki, ale nikogo, kto robiłby koreczki.
Ryzykowała, owszem, ale ryzyko wydawało się jej najpewniejszą inwestycją. Egzystencjalnymi obligacjami. Czytała przecież „Jedz, módl się, kochaj” i inne książki o stawianiu wszystkiego na jedną kartę. Los zawsze wynagradza determinację i odwagę, odkrywanie swojego prawdziwego ja [...]. O tym mówiły powieści. I filmy. Nawet cytaty. Marta trzymała na regale trzy zbiory aforyzmów i w każdym był rozdział o odwadze. Z wszystkich tych kawałków wynikało to samo: kto ma odwagę - wygrywa. Nawet jak przegrywa, to wygrywa. Tak już jest.
A oto czego nie ma: aforyzmów o ludziach, którzy w pogodni za marzeniami rzucili niską płatną pracę i przewidywalne życie, a potem nikt nie wydał ich książki, oszczędności stopniały, zaś druga połówka uciekła z ponętną współpracownicą.
Prozę usianego niepowodzeniami życia Marty przerywa śmierć ojca, z którym nie utrzymywała kontaktu. Ze względów wizerunkowych Andrew namawia ją na podróż na uroczystości pogrzebowe w rodzinnym Krakowie. Marta nie chce tam wracać, gdyż od zawsze nienawidzi tej miejscowości:

Wylosuj z tłumu dowolną osobę, następnie zwierz się jej, że pochodzisz z Krakowa. Reakcja zawsze sprowadzi się do kilku odpowiedzi:
1. Musisz bardzo tęsknić.
2. Tam żyje się wolniej.
3. Nikt nie biega po schodach ruchomych.
4. To miasto ma duszę.
Jak na Kraków przystało, to tu objawi nam się tytułowa Dagny Przybyszewska. 

Zdaniem Jowity - asystentki Andrew - Dagny była tak romantyczna, że Marta koniecznie musi stać się jej nowym wcieleniem - przedstawicielką krakowskiej bohemy, artystką wyróżniającą się z tłumu. Ma zatem odziewać się w niecodzienne chałaty i spoglądać w niebo przez zabawkowy kalejdoskop z braku lunety. Nie bez protestów, oczywiście.

Co jest romantyczne? Kiedy brali ślub, kochanka Przybyszewskiego była w ciąży z drugim dzieckiem. Potem Przybyszewski zrobił tejże kochance dziecko trzecie. I jeszcze jedno. Przy tym ostatnim dziewczyna popełniła samobójstwo. Przybyszewski oddał dzieci do sierocińca. A kiedy znudził się Dagny, wysłał ją w podróż z chorym psychicznie gówniarzem, który ją zastrzelił. [...] Robienie wesela w stylu Przybyszewskiego, to najbardziej absurdalny pomysł, o jakim słyszałam. Równie dobrze można by zrobić wesele w stylu Tigera Woodsa.
Kraków i Dagny Przybyszewska wkroczą do życiorysu Marty wraz otrzymanym w spadku zagrzybionym mieszkaniem, przyrodnim bratem narzeczonego, blaszakiem udającym sklep spożywczy i ciężarną dziewczyną nieznanego brata.

- Martwy dzieciorób. Ukrywający się przestępca. Nastoletnia samotna matka. Artystka znana głównie z równo skrojonego salcesonu.
- I grzyb - wtrącił Robert.
Marta wskazała na brzuch Sabiny.
- Nawet się specjalnie nie zdziwię, jak się urodzi z ogonem i rogami, a Polański poprosi o prawa do ekranizacji naszej biografii.
Sceny, w których Marta przyjmuje niespodziewanych gości w lateksowym stroju pielęgniarki, wywołuje wybuchy śmiechu. Nie tylko te zresztą.

Ale były kurczaki. Kochałam je. [...] Wymyślałam imiona. Na przykład Kevin. [...] pewnego dnia idę rano do kurnika i patrzę, patrzę, a tu tylko niebieski kubraczek zwisa z półki. Wrzasnęłam i poleciałam do kuchni, a tam Kevin marynuje się w majeranku. [...] Przytuliłam go do siebie. Taki był zimny i... ziołowy. [...] W sobotę mama upiekła z kolei Bubę. Podała ją z frytkami i mizerią.
Procesy gotowania (niekoniecznie kurczaków obdarzonych swoimi imionami) i pieczenia precli inspirują do własnych eksperymentów, a całość lektury pozostawia pozytywne wrażenie i chęć zmiany swojego życia. Zagniatając kulebiak, można myśleć pozytywnie o braniu życia w swoje ręce!

W ramach ciekawostki dodam, że znajdziemy tu zabieg jak z Fredry: jeśli w ekspozycji jest strzelba, ktoś musi zginąć. Tu na początku jest chleb i koreczki, odegrają zatem ogromną rolę w całości książki! Podobnie jak w dziele książkowej Marty, u Marty Brody narrator również zniknie przed końcem. Polecam gorąco, tym bardziej, że rozwiązanie też nie jest standardowe. Może tylko trochę. Na pewno jednak tytułowa teoria zakalca Dagny Przybyszewskiej zabrzmi dosadnie i wprost, ujmując nas prostotą rozwiązywania życiowych problemów.

Polecam: krakowianom i warszawiakom, kobietom, miłośnikom literackich wtrętów, fanom Chmielewskiej i Grocholi... Generalnie: polecam, bo takich książek jest mało!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz