wydawnictwo Burda Książki |
Sophie
Fortune jest dziennikarką. Pracuje w piśmie plotkarskim, prowadzi też
blog. Pewnego dnia znika bez śladu. Z tej przyczyny do Londynu przyjeżdża jej
ojciec, aby - po ograniczeniu działań policyjnych - na własną rękę poszukać
swojej córki.
Fabuła w Obserwatorze D. B. Thorne'a prowadzona jest
wielotorowo. Z jednej strony mamy bowiem retrospekcje: rzeczywistość widzianą
oczami Sophie, z której dowiadujemy się o dziwnych wydarzeniach w życiu
dziewczyny, anonimowych donosach na policję i problemach z dziennikarskim
śledztwem. Te retrospekcje wspierane są zapisami z bloga i komentarzami, które
pod nimi się znalazły. Daje nam to sposobność zapoznania się również z
opiniami nieprzychylnymi dla Sophie. Druga płaszczyzna narracji to działania
ojca oraz prowadzone przez niego dochodzenie, krok po kroku odkrywające
koleje losu dziewczyny. Te z kolei wspierane są ponownie retrospekcjami, tym
razem w formie pamiętnika dziewczyny i listów, które pisała do ojca właśnie.
Mnie osobiście tak rozbity
sposób prowadzenia narracji nie odpowiada. Nigdy za takimi opowieściami nie
przepadałam, tutaj zaś schemat jest wyjątkowo nieudolny. Wyznania Sophie, a tym
bardziej jej twórczość są infantylne i sprawiają wrażenie, iż ich autorka nie
należała do osób zbyt bystrych i rozgarniętych. Pokazują również nieudolny warsztat, co
sprawia, że bardzo trudno nam uwierzyć, iż zaginiona zarabiała na życie
pisaniem.
Znacznie bardziej podoba mi się
ta część powieści, która skupia się na przygodach Fortune’a. Narrator trzecioosobowy,
zdecydowanie umocowany z dystansem wobec wydarzeń, pozwala opowiedzieć historię
bez zaangażowania, pokazując przy okazji psychologię postaci. Mam wrażenie, że
gdyby autor książki zdecydował się na jedną formę, thriller byłby bardziej
udaną formą przekazu. Tym bardziej żałuję, ponieważ porusza istotne dzisiaj
kwestie. Gdzie przebiega granica między życiem realnym, a wirtualnym? Na jak
wielki ekshibicjonizm możemy sobie pozwolić w sieci? Z jak dużą
odpowiedzialnością wiąże się działalność internetowa?
Finalnie jednak, tak jak nie da
się być „trochę w ciąży”, nie można napisać trochę thrillera, trochę powieści
detektywistycznej, a trochę aktualnej społecznie obyczajówki. Efekt końcowy
pozostawia zatem bardzo duży niedosyt, a szkoda, bo pomysł był zacny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz